|
Po śmierci ukochanej żony Bond przez wiele miesięcy nie może dojść do siebie. Jego kondycja psychiczna fatalnie wpływa na pracę, dlatego też M chce go zwolnić. Decyduje się jednak dać swemu najlepszemu agentowi jeszcze jedną szansę. Awansuje go do sekcji dyplomatycznej i powierza bardzo trudne zadanie: Bond ma udać się do Japonii, by pozyskać urządzenie o nazwie Magic 44, które niezawodnie rozszyfrowuje radzieckie depesze. Bond spotyka się z szefem japońskiej służby bezpieczeństwa (Kōan-Chōsa-Kyoku), Tygrysem Tanaką, który proponuje mu układ – w zamian za informacje pozyskane dzięki Magic 44 Bond ma zabić niejakiego doktora Guntrama Shatterhanda, zwanego „Kolekcjonerem Śmierci”. Podający się za botanika Shatterhand założył bowiem pełen najgroźniejszych gatunków roślin i zwierząt ogród, który stał się celem samobójców z całej Japonii. Misja nabiera zupełnie nowego wymiaru gdy okazuje się, że Shatterhand to w rzeczywistości nikt inny, jak Ernst Stavro Blofeld.
„Żyje się tylko dwa razy”, jedenasta powieść serii, zamyka zapoczątkowaną na kartach „Operacji Piorun” Trylogię Blofelda, w której Bond mierzy się z największym ze swych przeciwników, niegdysiejszym przywódcą terrorystycznej organizacji SPECTRE. Fleming dokonuje tego w nietypowym dla siebie stylu, dalece odbiegając od wypracowanej formuły, zarówno w warstwie konstrukcyjnej, jak i narracyjnej.
Zdecydowanie największą niespodzianką jest klimat powieści; mroczny, ponury, przygnębiający. Wprawdzie zważywszy na wydarzenia, jakie miały miejsce w finale „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” fakt ten nie powinien być zaskoczeniem, jednak do tej pory Fleminga od tej strony nie znaliśmy.
Jakby tego było mało, jest to bodaj najbardziej makabryczna powieść pisarza, a niektóre opisy, szczególnie samobójczych prób, których w ogrodzie Shatterhanda świadkiem jest Bond, są doprawdy upiorne.
Paradoksalnie w „Żyje się tylko dwa razy” sporo jest akcentów humorystycznych, jednak jest to głównie humor wisielczy, będący efektem alkoholowych wynurzeń głównych bohaterów. Tego rodzaju scen w książce jest bez liku.
Czytelnik przyzwyczajony do przepełnionych akcją historii z pewnością może odczuwać niedosyt. Tej bowiem jest jak na lekarstwo. W narracji dominują opisy i dialogi, fabuła zaś prowadzona jest w raczej niemrawym tempie. W zamian otrzymujemy powieść niezwykle sugestywną i barwną, której bardzo ważnym motywem jest zderzenie dwóch zupełnie różnych światów: Zachodu i Dalekiego Wschodu, jakże odmiennych tak kulturowo, jak i cywilizacyjnie. Jest to zapewne wyraz swoistej fascynacji Krajem Kwitnącej Wiśni, który Fleming odwiedził dwukrotnie.
Przewodnikiem Bonda po świecie Orientu początkowo jest Dikko Henderson, bohater o prawdziwie jowialnym usposobieniu. Później rolę tę przejmuje Tygrys Tanaka, który ostatecznie zaczyna darzyć Bonda nie tylko przyjaźnią, ale szacunkiem i podziwem. Ich wspólne dysputy są nie tylko intrygujące, ale też pouczające – Fleming z pewnością wiele czasu poświęcił na zgłębianie historii i kultury Japonii.
Sam Bond przechodzi w „Żyje się tylko dwa razy” głęboką przemianę. Początkowo przedstawiany jest jako pogrążony w żalu wrak człowieka, który nie może poradzić sobie z utratą Tracy. Smutki próbuje topić w alkoholu, a odreagowywać przy karcianym stole lub poprzez nic nie znaczące noce spędzone z przypadkowo poznanymi kobietami. Jednak powierzona mu misja ponownie nadaje sens jego życiu, a odzyskanie równowagi zawdzięczać może z pewnością kontaktom z Hendersonem i Tanaką, których specyficzny sposób bycia pozwala mu nabrać dystansu do siebie. Ostatecznie ukojenie odnajduje u boku Kissy Suzuki, która niespodziewanie stanie się osobą niezwykle dla Bonda ważną – dość powiedzieć, że zostanie ona matką ich wspólnego dziecka! Tego jednak Bond się nie dowie. Podążając za zapomnianą wskutek odniesionych ran przeszłością wyruszy ku miastu, którego nazwa z niewiadomych mu wówczas powodów może być kluczem do poznania prawdy o własnym życiu. Do Władywostoku.
Powieści Iana Fleminga zawsze miały w pierwszej kolejności dostarczać pierwszorzędnej rozrywki. „Żyje się tylko dwa razy” jest i pod tym względem wyjątkowe, bowiem nabiera wymiaru alegorii. Konfrontacja Bonda z Blofeldem jawi się nam jako ostateczne starcie dobra ze złem. Nie bez powodu Blofeld opisany jest niemal jako diabeł wcielony, a Bond porównywany jest do świętego Jerzego, który w chrześcijańskiej ikonografii zwykle przedstawiany jest w walce ze smokiem, na upamiętnienie średniowiecznego mitu, którego historia sięga czasów krucjat.
Warto też zauważyć, że dopiero w „Żyje się tylko dwa razy” Fleming uchyla rąbka tajemnicy, którą do tej pory owiana była przeszłość Jamesa Bonda, komandora Ochotniczej Rezerwy Królewskiej Marynarki Wojennej. Po tym, jak zostaje uznany za poległego w akcji M publikuje na łamach gazety The Times nekrolog, z którego wynika, że Bond jest dzieckiem Szkota, Andrew Bonda, i Szwajcarki, Moniki Delacroix, którzy zginęli w wypadku podczas wspinaczki górskiej. Po ich śmierci jedenastoletnim Bondem zaopiekowała się ciotka, Charmian. Jego edukację w koledżu Eton przerwał „incydent” z udziałem dziewczyny z obsługi internatu, na skutek którego musiał zostać przeniesiony do Fettes, dawnej szkoły ojca. W trakcie wojny trafił do jednego z wydziałów późniejszego Ministerstwa Obrony, gdzie dosłużył się rangi komandora. Po wojnie rozpoczął karierę w wywiadzie.
Oczywiście Fleming, pisząc fikcyjną biografię swojego bohatera, czerpał pełnymi garściami z własnych przeżyć – na przykład, podobnie jak Bond, pisarz został z Eton relegowany. Choć ojciec Fleminga był Szkotem, to jednak tamtejsze korzenie Bonda są ukłonem w stronę Seana Connery'ego, ówczesnego odtwórcy roli agenta 007. Również nazwiska członków jego rodziny są zlepkiem imion i nazwisk osób Flemingowi bliskich.
Tak więc „Żyje się tylko dwa razy” jest powieścią jedyną w swoim rodzaju, która jednak nie każdemu przypadnie do gustu. Utrzymana jest w głęboko melancholijnym tonie, całkowicie skupiając się na opowiadanej historii. Wprawdzie ostateczna konfrontacja z Blofeldem trzyma w napięciu niesamowicie – Fleming w budowaniu atmosfery zagrożenia wspiął się tu na wyżyny, jednak nawet w tym przypadku liczy się przede wszystkim ciężki, ponury klimat, a nie akcja, do jakiej wszyscy zdążyliśmy się przyzwyczaić.
„Żyje się tylko dwa razy” jest ostatnią powieścią serii opublikowaną za życia Iana Fleminga, który 12 sierpnia 1964 roku, w wieku 56 lat zmarł na skutek zawału serca. Pozostawił po sobie spuściznę, która rozpala wyobraźnię kolejnych pokoleń czytelników. Był pisarzem obdarzonym niezwykłą wyobraźnia i mistrzowskim warsztatem, dzięki czemu w gatunku popularnych powieści szpiegowskich stworzył niekwestionowane arcydzieła. |