|
Jane Moneypenny zginęła w roku 1990, żeglując samotnie wokół szkockiej wyspy North Uist, dokąd przeniosła się po odejściu ze służby w Secret Intelligence Service. Jej śmierć z pozoru była wynikiem wypadku, jednak kilka szczegółów wskazywało na możliwość zupełnie innego od oficjalnej wersji przebiegu zdarzeń. Czy mogły być one w jakikolwiek sposób powiązane z wydarzeniami sprzed kilkudziesięciu lat, które wstrząsnęły całą brytyjską Tajną Służbą Wywiadowczą?
„The Moneypenny Diaries: Final Fling” to trzecia i ostatnia odsłona trylogii „Pamiętników Moneypenny” Samanthy Weinberg. Każda z części serii jest na swój sposób odmienna, tak fabularnie, jak i stylem pisarskim. Tym razem książka wyraźnie podzielona została na dwie, niemal równorzędne warstwy narracyjne. W pierwszej obserwujemy wydarzenia z połowy lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku, jednego z najtrudniejszych okresów w historii SIS: konsekwencji ucieczki Kima Philby'ego – jednego z najważniejszych i najwyżej postawionych radzieckich szpiegów w Wielkiej Brytanii okresu zimnej wojny. Wówczas to cześć personelu zaczęła podejrzewać, że w Firmie musi być umiejscowiony jeszcze jeden głęboko zakonspirowany kret. Pomimo tego, że każde ze śledztw mających ten fakt potwierdzić kończyło się fiaskiem, szef brytyjskiego wywiadu osobiście zorganizował operację, której celem było ujawnienie tożsamości szpiega. Operację, w którą zaangażowani byli Jane Moneypenny i James Bond. Operację, która ostatecznie doprowadziła do fatalnych konsekwencji...
W drugim wątku Weinberg opisuje wydarzenia mające miejsce współcześnie, kiedy to jej kreacja literacka, Kate Westbrook, wbrew wszelkim przeciwnościom próbując opublikować pamiętniki ciotki, jednocześnie stara się dociec prawdy tajemniczej śmierci panny Moneypenny.
Trudno jednoznacznie ocenić tę powieść. „The Moneypenny Diaries: Final Fling” nie jest tak dobra, jak jej poprzedniczka, „Secret Servant”. Jest jednak o kilka klas lepsza, niż pierwsza część trylogii. Wątek poszukiwania szpiega w szeregach SIS Weinberg się udał, choć nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wykorzystane w nim motywy są jakby żywcem przeniesione z kart powieści Johna le Carré, choćby z kultowego „Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg”. Zresztą, książka w swym kolorycie jest stosunkowo mroczna tak, aby jak najlepiej oddać klimat podejrzliwości, czy też wręcz paranoi. Intryga została skonstruowana sprawnie, choć wydaje się, że gdyby autorka spróbowała dopracować ją bardziej, unikając psujących nieco ogólne wrażenie uproszczeń, powieści wyszłoby to z pewnością na dobre. Po raz kolejny jednak warto pochwalić Weinberg za całkiem niezłą znajomość realiów wywiadowczego fachu. Mocną stroną tego wątku jest też interesujące przedstawienie prozy codziennej służby w brytyjskiej centrali wywiadu, z wszystkimi jej radościami i troskami.
Z kolei część powieści, w której główną bohaterką jest Kate Westbrook jest, jak zapewne można się domyślić, słabsza, jednak w ostatecznym rozrachunku broni są dość sprawnym powiązaniem wątków i kilkoma ciekawymi postaciami. Taka dwutorowa narracja dała zaskakująco dobry efekt. Dość nieoczekiwanie, przyznaję, bowiem, delikatnie mówiąc, akcja powieść rozkręca się powoli, a sama książka początkowo jest zwyczajnie bezbarwna.
No i koniec końców Weinberg nakreśla też, w całkiem ciekawy sposób, historię Jamesa Bonda po przejściu w stan spoczynku (szczegółów czego, z oczywistych względów, pozwolę sobie w tym miejscu nie zdradzać). Choć jest to książka oficjalna, trudno powiedzieć, czy ten akurat jej aspekt można uznać za kanoniczny. Ale to już temat na zupełnie inną dyskusję.
Nie ukrywam, że do całej serii „Dzienników Moneypenny”, przed rozpoczęciem lektury, nastawiony byłem dość sceptycznie. Ostatecznie jednak okazały się być (na szczęście!) zupełnie inne, niż się obawiałem. Nie określiłbym ich z pewnością mianem „lektury obowiązkowej”, jednak czytelnicy próbujący zmierzyć się z całą serią literackiego Bonda nie powinni po ich przeczytaniu, pomimo mocno nierównego poziomu, mieć poczucia straconego czasu. Z drugiej strony, dla osób, które dopiero zaczynają przygodę z powieściami kontynuującymi dziedzictwo Iana Fleminga, cykl Weinberg raczej nie powinien być pierwszym wyborem. Tylko tyle i aż tyle. |