dr no
frwl
gf
tb
yolt
ohmss
daf
lald
tnwtgg tswlm
mr
fyeo
oc
avtak
tld
ltk
ge
tnd
twine dad
cr
qos
sf
24
25
26
 

 
  NewsFAQE-Mail
   
RECENZJA KSIĄŻKI
 
  DR. NO // DOKTOR NO
 
Tytuł:   Doktor No (Dr. No)
Autor:   Ian Fleming
Wydawca:   Jonathan Cape Ltd, 1958
Polski wydawca:   Przedsiębiorstwo Wydawnicze
„Rzeczpospolita” S.A., 2008
Przekład:   Robert Stiller

 


W Kingston na Jamajce zostają zamordowani John Strangways, emerytowany komandor Królewskiej Marynarki Wojennej oraz jego sekretarka, Mary Trueblood. W rzeczywistości oboje byli funkcjonariuszami brytyjskiej Secret Service. Do zbadania sprawy ich zaginięcia zostaje oddelegowany James Bond. Na Jamajce towarzyszy mu dawny przyjaciel, Quarrel. Trop prowadzi na wyspę Crab Key, będącą własnością tajemniczego Juliusa No. Okazuje się, że plany ekscentrycznego doktora nie ograniczają się do wydobycia guana, jak się powszechnie uważa. Bond zostaje poddany śmiertelnie niebezpiecznej próbie...

Po poważnych tak w formie, jak i treści „Pozdrowieniach z Rosji”, Ian Fleming w swojej szóstej z kolei powieści powrócił do świata przygody i egzotyki. Akcja „Doktora No” rozgrywa się niemal wyłącznie w skąpanych słońcem klimatach Jamajki – miejscu, które autor znał przecież doskonale. Jest to zarazem utwór bardziej kameralny, o ograniczonym miejscu akacji i liczbie bohaterów. Fabułę powieści trudno określić mianem szczególnie złożonej. Jest dość schematyczna, pozbawiona zaskakujących zwrotów akcji. Z kolei narracja jest powolna, jakby dopasowana do niespiesznego tępa życia mieszkańców Karaibów. Co ciekawe – taka kompozycja powieści, w przypadku „Doktora No” najzwyczajniej się sprawdza.
Doktor Julius No jest w zasadzie archetypem flemingowskiego czarnego charakteru – przekonany o własnej nieomylności megaloman, owładnięty szaleńczą ideą, która w jego własnym mniemaniu usprawiedliwia wszelkie działania. Postać o ponadprzeciętnej inteligencji, niewykluczone, że przerastającej samego Bonda. Dodatkowo, posiadająca fizyczną skazę, która zresztą potęguje obłęd. Doktor No jest pierwszym prawdziwie „większym niż życie” antagonistą Bonda, postacią jakby żywcem wyjętą z kart komiksu – ale w żadnym razie nie należy tego traktować jako wadę. Wręcz przeciwnie! Konstrukcja tej postaci jest najlepszym przykładem na to, jak bujną wyobraźnię posiadał Fleming, z jaką swobodą potrafił kreować niezwykle fantazyjne życiorysy. Szkoda, że pozostali bohaterowie dramatu nie charakteryzują się porównywalnymi walorami. Pomijając dobrodusznego, lojalnego Quarrela (dobrze znanego czytelnikom z „Żyj i pozwól umrzeć”), który w powieści pełni rolę swego rodzaju przewodnika, najważniejszą osobą pojawiającą się na jej kartach jest oczywiście dziewczyna Bonda. A Honeychile Ryder, bo o niej mowa, jest postacią złożoną, o dobrze nakreślonej przeszłości, obdarzona specyficznym charakterem, ale w ostatecznym rozrachunku jest to jedna ze słabszych kobiecych kreacji w dorobku Fleminga. Oprócz bezdyskusyjnego piękna, którego nie szpeci nawet przestawiony onegdaj nos, jest ona – nazywając rzeczy po imieniu – osobą prostolinijną, naiwną, niewykształconą i nie mającą większego pojęcia o otaczającym ją świecie. Dlatego też, kiedy Fleming każe jej w mocno niedwuznaczny, mało wyszukany sposób uwodzić Bonda, czytelnik może być nieco skonsternowany. Taki sposób poprowadzenia wątku w zamyśle romantycznego można spokojnie określić mianem niefortunnego i niepotrzebnego. Niestety, relacje damsko-męskie w powieściach Fleminga nierzadko mają dość specyficzną dynamikę i wydaje się, że nie jest to element, w którym pisarz czuł się swobodnie, co zresztą znajduje również swoje odzwierciedlenie w mało przekonujących dialogach, które Bond prowadzi ze swoimi partnerkami.
Nie po raz pierwszy Fleming, by uzasadnić fabularne rozstrzygnięcia, każe swoim bohaterom niejako działać wbrew własnym charakterom. I tak też tym razem M, do tej pory przedstawiany jako postać całkowicie pochłonięta sprawami Secret Service, nie pozostawiająca niczego przypadkowi, momentami wręcz przewrażliwiona na punkcie bezpieczeństwa służby i jej agentów, z trudnych do zrozumienia powodów z zaskakującą obojętnością podchodzi do kwestii zaginięcia dwóch swoich funkcjonariuszy i zniszczenia placówki MI6 w Kingston. Zabieg ten ma, oczywiście, usprawiedliwić powierzenie zadania Bondowi, dla którego misja ta w zamyśle M ma być swego rodzaju karą za niefortunne zakończenie sprawy Rosy Klebb (w „Pozdrowieniach z Rosji”). Przy tej okazji, po raz pierwszy w serii, jesteśmy świadkami swego rodzaju konfliktu między Bondem i M. Szef Secret Service jawi się tu jako postać dość despotyczna, wręcz zgryźliwa.

Pomimo wszystkich wad „Doktora No” przeczytać zwyczajnie trzeba. Jeśli nie dla fantastycznego klimatu, kapitalnych opisów czy wspomnianego wcześniej, zapadającego w pamięć czarnego charakteru, to dla dwóch punktów kulminacyjnych, kiedy to zostaje Bond staje oko w oko ze śmiercią. Po raz pierwszy, gdy zabójcza skolopendra wijąc się po jego ciele budzi go ze snu. Jest to jednak jedynie przygrywka dla majstersztyku, jakim jest scena, w której doktor No zmusza 007 do przeprawy przez swoisty labirynt śmierci – zaprojektowaną przez siebie konstrukcję, którą chciał mierzyć anatomię ludzkiej odwagi, siły przetrwania i woli przeżycia. Wewnętrzne monologi Bonda postawionego w sytuacji, w której nie pozostaje nic innego, jak atawistyczne pragnienie przeżycia za wszelką cenę, są doprawdy mistrzowskie. Choćby z tych powodów „Doktor No” jest pozycją obowiązkową dla każdego miłośnika serii – nie tylko filmowej! .

     
 
     
POWIĄZANE DZIAŁY RECENZJA FILMU // RECENZJA KSIĄŻKI // OPIS POSTACI // DVD
 
 
  > data publikacji 02.08.2015 © MI-6 HQ
James Bond, gun symbol logo and all associated elements are property of MGM/UA & Danjaq companies. Used without authorisation in informative intent. All rights reserved.
 
  bond 50