|
Powieść rozpoczyna brawurowa akcja ucieczki, na pokładzie brytyjskiego okrętu podwodnego, dwojga ludzi z NRD. Jest to część większej operacji o kryptonimie Cream Cake, mającej na celu wydostanie się zza Żelaznej Kurtyny czterech kobiet i mężczyzny, współpracujących z SIS. Ich głównym celem było uwodzenie wysoko postawionych urzędników wywiadu Niemiec Wschodnich. Pięć lat później, ciała dwóch kobiet zostają znalezione w Wielkiej Brytanii. Obie miały poderżnięte gardła i usunięte języki. Obie też były zbiegami, zamieszanymi w operację Cream Cake. Staje się oczywiste, iż ktoś – najpewniej KGB – rozpoczął eliminację zdrajców. Bond musi dotrzeć do pozostałych przy życiu zbiegów i zapewnić im bezpieczeństwo. Sprawa jest jednak na tyle delikatna, iż musi to poprowadzić nieoficjalnie, na własną rękę.
Z pierwszą z nich, Heather Dare, udaje się do Irlandii, gdzie staje oko w oko ze swoim największym wrogiem, Generałem Konstantinem Nikolajewiczem Czernowem, szefem Departamentu 8 Dyrektoriatu S w KGB, znanego niegdyś jako SMIERSZ...
„No Deals, Mr. Bond” z roku 1987 to szósta powieść Johna Gardnera poświęcona Bondowi. I, choć z pewnością nie jest to najlepsze dzieło tego autora, przypadła mi do gustu.
Pierwsze co się rzuca w oczy czytając tę książkę, a co z kolei stanowi jej największą zaletę, to to, iż jest ona na wskroś realistyczna. Począwszy od samej historii, a na postaciach skończywszy, wszystko w niej jest osadzone w rzeczywistości. Można wręcz powiedzieć, że w prawdziwym świecie James Bond wykonywałby właśnie takie zadania. Tym razem nie musi ratować świata, czy powstrzymywać szaleńców przez realizacją ich demonicznych zamierzeń. Nie – mamy tu doczynienia z najprawdziwszą szpiegowską grą, której elementy stanowią nieodłączną część szpiegowskiego świata. I tak też, natkniemy się tu na zdrajców, podwójnych agentów i akcje mające na celu umożliwienie im ucieczki. Nie mogło zabraknąć oczywiście podsłuchów, „ogonów” i wielu innych elementów, typowych dla tej konkretnej rzeczywistości. Ba! W pewnym momencie Bond zostaje nawet... wydalony w Irlandii!
Wszystko to zostało przez Gardnerna napisane sprawnie i przekonująco. Powieść trzyma w napięciu od początku do końca. Akcja posuwa się do przodu w sposób niewątpliwie przemyślany.
Postaci występujące w książce nakreślone zostały dobrze, choć bez fajerwerków. Jest to prawdopodobnie skutkiem tego, iż pojawia się ich stosunkowo sporo, przez co Gardner nie mógł się na żadnej z nich wystarczająco skoncentrować. Niezły jest przeciwnik Bonda, generał Czernow. Jest on z jednej strony zimny i bezwzględny, z drugiej zaś inteligentny i z klasą. Dobrze napisana została też postać Heather Dare, gorzej zaś dziewczyna Bonda, Ebbie Heriage. Zdecydowanie nieźle wypada też drugi plan, szczególnie irlandzki przyjaciel 007, Norman Murray, czy też jego kontakt w Hongkongu, pan Chang (sic!).
Niemniej jednak nawet w tej beczce miodu znalazła się łyżka dzięgciu. Nie przypadło mi do gustu zakończenie. Pomijając już o jeden zwrot akcji za dużo (co akurat Gardnerowi zdarza się często), po raz kolejny czarny charakter popełnia kardynalny błąd. Mając Bonda na przysłowiowym widelcu, zamiast przystawić mu do głowy pistolet i pociągnąć za spust, ten organizuje coś na kształt polowania. Z 007 w roli zwierzyny, naturalnie. Trzeba jednak przyznać, iż owo zakończenie zdecydowanie trzyma w napięciu...
Koniec końców, „No Deals, Mr. Bond” należy do najbardziej udanych powieści w dorobku Gardnera. Zdecydowanie polecam! |