dr no
frwl
gf
tb
yolt
ohmss
daf
lald
tnwtgg tswlm
mr
fyeo
oc
avtak
tld
ltk
ge
tnd
twine dad
cr
qos
sf
24
25
26
 

 
  NewsFAQE-Mail
   
RECENZJA KOMIKSU
 
  JAMES BOND: M



Tytuł:   James Bond: M
Scenariusz:   Declan Shalvey
Rysunki:   PJ Holden
Kolory:   Dearbhla Kelly
Wydawca:   Dynamite Entertainment, 2018



 



Wydawane przez Dynamite Entertainment serie zwykle prezentują co najmniej przyzwoity poziom; choć prawdziwe perełki zdarzają się z rzadka, ale też żadnej z nich nie sposób określić mianem porażki. I o ile to sześcioodcinkowe serie stanowią esensję całego projektu, o tyle najlepsze historie serwowane są w jednozeszytowych “one-shotach”. A James Bond: M z całą pewnością jest najlepszym przykładem na poparcie tej tezy. Tak, duet irlandzkich (co istotne! Jeden wywodzący się z Republiki, drugi – mieszkaniec Belfastu) artystów Declan Shalvey – PJ Holden zaserwowali nam prawdziwą komiksową ucztę, a zarówno scenariusz, jak i rysunki, ocierają się o arcydzieło.

To nie jest komiks łatwy w odbiorze. Jego scenariusz można oczywiście oceniać przez pryzmat głównego (a właściwie – jedynego; struktura komiksu tego typu przypomina bowiem opowiadanie) wątku fabularnego, w którym M dopadają demony przeszłości. Okazuje się, że szef Secret Service, służąc niegdyś w brytyjskiej armii, stacjonował w Belfaście. Tam też, podczas jednej z demonstracji, doszło do tragicznego w skutkach zdarzenia, z konsekwencjami którego M musi się uporać.


© Dynamite Entertainment

I choć wątek ten został przez Shalvey’a rozegrany bezbłędnie, to jednak skupienie się wyłącznie na intrydze bardzo poważnie zubaża całą warstwę fabularną. Ten ledwie trzydziestostronicowy zeszyt fenomenalnie nakreśla bowiem całą złożoność konfliktu w Irlandii Północnej, gdzie podział na “dobro” i ”zło” był wyłącznie kwestią punktu widzenia, a wszystkie strony konfliktu dopuszczały się czynów niejednoznacznych moralnie. Dodajmy przy tym, że z równania sprytnie wyjęto Irlandzką Armię Republikańską, w komiksie wprawdzie obecną, ale której działania nie napędzają fabuły.

Tak, James Bond: M jest lekturą dość trudną, bowiem Shalvey wymaga od czytelnika nieco więcej niż elementarnej znajomości problematyki konfliktu w Irlandii Północnej oraz częściowo rozwiązującego go porozumienia wielkopiątkowego. Scenarzysta nie tłumaczy użytej przez siebie symboliki, nie przybliża ideologii lojalistycznych organizacji i złożoności ich relacji z rządem w Londynie, wprowadza, ale nie rozwija skrótowce ich nazw niejako wierząc w czytelnika – za co z całą pewnością należy mu się uznanie, choć przyjęcie takiego sposobu narracji jest o tyle ryzykowne, że dla lepszego zrozumienia motywów poszczególnych bohaterów dramatu, a także i samej fabuły, znajomość tych elementów zdaje się być kluczowa.


© Dynamite Entertainment

Declanowi Shalvey’owi kroku dotrzymuję PJ Holden, który fabułę zilustrował świetnymi rysunkami, choć z pewnością ten rodzaj kreski, momentami sprawiający wrażenie niechlujnej, czy nazbyt schematycznej, nie każdemu przypadnie do gustu. Holden jednak bezsprzecznie wzbogaca warstwę fabularną komiksu. Operując w znacznej mierze czernią bezbłędnie oddaje ponury klimat opowieści.

Tak więc James Bond: M przeczytać zwyczajnie trzeba. Jest to komiks oferujący nie tylko dobrą fabułę, ciekawą oprawę graficzną, ale przede wszystkim poruszający w intrygujący sposób ważne, a zarazem trudne problemy nie tak znowu odległej przeszłości.

 
 
> data publikacji 07.04.2018 © MI-6 HQ
 
 

 
  bond 50