dr no frwl gf tb yolt ohmss daf lald tnwtgg tswlmmrfyeo oc avtak tld ltk ge tnd twine dad cr qos sf
24 25 26
 

 
  NewsFAQE-Mail
   
 

Nie czas na nowego Jamesa Bonda

 
Wszystkich, którzy z wypiekami na twarzy wyczekują ogłoszenia nazwiska aktora, który przejmie pałeczkę po Danielu Craigu, musimy zmartwić: uzbrójcie się w duże pokłady cierpliwości. Bo nic nie wskazuje na to, że wydarzy się to w przewidywalnej przyszłości.

 
 
SOBOTA 10.09.2022 - MARCIN TADERA - FELIETON  

Jesienią ubiegłego roku zakończyła się trwająca rekordowe 15 lat era Daniela Craiga, który w rolę agenta 007 wcielił się pięciokrotnie. O tym, że Nie czas umierać będzie jego ostatnim występem w serii wiadomo było od samego początku – czyli od sierpnia 2017 roku, kiedy to Anglik ostatecznie potwierdził swój udział w 25 części serii. Co wcześniej wcale nie było takie oczywiste.

To było niemal pięć lat temu.

Tymczasem w czerwcu portal „Deadline” przytoczył słowa Barbary Broccoli, współproducentki filmów o Jamesie Bondzie i współwłaścicielki Eon Productions (do spółki ze swoim przyrodnim bratem, Michaelem G. Wilsonem), z których wynika, że miną „co najmniej dwa lata”, nim na planie kolejnego filmu o przygodach agenta 007 padnie pierwszy klaps. Dodała, że poszukiwania następcy Daniela Craiga jeszcze się nie rozpoczęły, ponieważ mamy do czynienia z „wymyślaniem Bonda na nowo”.

„Nie ma pośpiechu. Zastanawiamy się nad kierunkiem, w którym będziemy podążać. Nie ma jeszcze scenariusza i nie zostanie on napisany tak długo, aż nie zdecydujemy się na to w jaki sposób podejdziemy do nowego filmu. Wymyślamy Bonda na nowo, to, kim jest. I to wymaga czasu. Powiedziałabym, że zdjęcia do filmu nie rozpoczną się wcześniej, niż za dwa lata.” – przyznała Broccoli na przyjęciu zorganizowanym z okazji uhonorowania jej i Michaela G. Wilsona przez Brytyjski Instytut Filmowy.

Internet zawrzał. Wypowiedź Broccoli podchwyciły niemal wszystkie możliwe media. Fani serii o agencie 007, niecierpliwie wyczekujący jakichkolwiek informacji na temat kolejnego filmu, po raz kolejny musieli przełknąć gorycz rozczarowania.

Ale tak naprawdę producentka powiedziała jedynie to, co od pewnego czasu było oczywiste: nikomu nie zależy na tym, żeby kolejny film o Jamesie Bondzie trafił na ekrany kin tak szybko, jak to tylko możliwe, wynagradzając tym samym niemiłosiernie długie sześć lat oczekiwania na premierę Nie czas umierać. Już w kwietniu tego roku w rozmowie dla magazynu „Variety” Barbara Broccoli przyznała, że wybór następcy Craiga „zajmie trochę czasu”. „To ogromna decyzja. To nie jest tylko kwestia obsadzenia roli. Musimy przemyśleć dokąd zmierzamy.”.

Jeszcze raz: „Musimy przemyśleć dokąd zmierzamy.” (sic!).

Zmiana aktora wcielającego się w rolę najsłynniejszego tajnego agenta Jej Królewskiej Mości to rzecz jasna olbrzymie wydarzenie w historii serii. To nierzadko pretekst do obrania nowego kursu, do zredefiniowania cyklu, modyfikacji formuły, według której filmy te są tworzone. Tak było, kiedy po przepełnionej akcją i mało subtelnym humorem erze Pierce’a Brosnana otrzymaliśmy niezwykle emocjonalne Casino Royale. Dokładnie ten sam schemat miał miejsce, kiedy Rogera Moore’a zastępował Timothy Dalton, a George Lazenby zmęczonego już rolą Seana Connery’ego. Nic nowego.

Oczywiste jest też, że tym razem producenci stoją przed jeszcze większym dylematem. W Nie czas umierać Jamesa Bonda uśmiercili (to po pierwsze), a sam film był zwieńczeniem sagi rozciągniętej na pięć części (to po drugie). Siłą rzeczy wątki rozpoczęte w erze Craiga nie będą mogły być kontynuowane, ale największym wyzwaniem będzie nie tylko znalezienie fabularnego konceptu nowego rozdania, ale też takie odcięcie się od dorobku ostatnich 15 lat, by nie zatracić sympatii krytyków i widzów, którzy stylistykę filmów z udziałem Anglika pokochali.

Jest to naprawdę zrozumiałe i absolutnie nikt nie kwestionuje tego, jak ciężki orzech do zgryzienia mają Broccoli i Wilson (do spółki z nowym, nieznanym jeszcze kierownictwem kontrolowanego przez Amazon MGM).

Tyle, że konieczność owej zmiany była oczywista już kilka lat temu!

Reżyser Nie czas umierać, Cary Fukunaga, potwierdził (choćby zapytany przez Przemka Bartnika z jamesbond.com.pl), że śmierć Bonda była przesądzona kiedy zasiadał na fotelu reżysera. Czyli we wrześniu 2018 roku. Mało tego, John Hodge, niedoszły autor scenariusza 25. części przygód agenta 007, w marcu tego roku przyznał w wywiadzie dla „The Guardian”, że „Według mnie decyzja o tym twiście [śmierci Jamesa Bonda – przyp. red.] zapadła na długo zanim dołączyliśmy [wraz z Dannym Boyle’em, pierwotnym reżyserem Bonda 25 – przyp. red.] do projektu, ponieważ tego właśnie chciał Daniel Craig.”.

A zatem co najmniej od maja 2018 roku los Bonda Daniela Craiga był przypieczętowany. Tyle wiemy na pewno. Natomiast wydaje się oczywiste, że ekranowa śmierć Jamesa Bonda była warunkiem powrotu Craiga do roli – skoro „tego właśnie chciał”.

Nim pandemia COVID-19 rozkręciła się na dobre, Nie czas umierać miał trafić na afisze kin 8 kwietnia 2020 roku, 29 miesięcy (!) temu. Przez półtora roku gotowy film leżał zamknięty w sejfie Eon Productions. Producenci przez ten czas mogli oglądać go w nieskończoność. A przecież czasu mieli aż nadto – pierwsze miesiące pandemii stały pod znakiem twardych lockdownów, kiedy to znaczna część mieszkańców naszej części świata zamknęła się we własnych domach, ograniczyła kontakty bezpośrednie, a wszelakie wydarzenia – w tym kulturalne – były odwołane. Wydawać by się mogło, że minione dwa lata Barbara Broccoli i Michael G. Wilson mogli, czy wręcz powinni przeznaczyć na prace koncepcyjne. Dwa lata! Mieli gotowy produkt. Wiedzieli dokładnie jaki będzie wydźwięk filmu, jak będzie oddziaływał na widzów, jakie może budzić emocje. Mieli wszystko, by gruntownie przemyśleć kierunek, w jakim seria będzie zmierzała po tym, jak z rolą rozstanie się Daniel Craig.

I co z tego wynikło? Nic.

Nadal znajdujemy się w dokładnie tym samym miejscu. Wszystkie te lata zostały kompletnie zmarnowane. Co gorsza, Broccoli i Wilson zdają się żyć we własnym świecie. Przekonani o swojej nieomylności najwyraźniej nie widzą tego, że w obecnych czasach nie sposób utrzymać zainteresowania widzów, jeśli dostarcza się im bodźców dwa – trzy razy na dekadę. Zwłaszcza młodszej widowni, przyzwyczajonej do formuły binge watchingu zaproponowanej przez serwisy streamingowe, gdzie content jest na wyciągnięcie ręki.

Jak pokazały analizy wykonane przez firmę Comscore/Screen Engine w drugim tygodniu wyświetlania Nie czas umierać, 37% widzów w USA było w wieku 45 lat lub wyższym. Dla porównania odsetek ten w przypadku Spectre wynosił 29%. Jest to zatem realny problem, z którym trzeba będzie się zmierzyć.

Nie za dziesięć czy dwadzieścia lat, ale tu i teraz.

Na szczęście Broccoli i Wilson powinni mieć teraz nieco więcej czasu; wyprodukowana przez nich i wystawiana na Broadwayu sztuka Makbet z Danielem Craigiem w roli tytułowej (nawiasem mówiąc – spektakl zebrał kiepskie recenzje) nareszcie spadła z afisza. Producenci mogą zatem całą swą energię skoncentrować na kolejnych filmach o agencie 007.

No dobra, złośliwości na bok. Faktem jest, że kolejność produkcji będzie następująca: najpierw powstanie draft scenariusza, następnie wybrany zostanie reżyser. Naturalnym kandydatem zdawał się być Cary Fukunaga, ale po serii oskarżeń, z którymi musiał mierzyć się w ostatnich miesiącach, a które stawiają go w dość nieciekawym świetle, wydaje się, że opcja ta nie wchodzi obecnie w grę. I dopiero w dalszej kolejności wybrany zostanie następca Daniela Craiga.

Szanse na to, że wydarzy się to jeszcze w tym roku są bliskie zeru.

 
 
> data publikacji 10.09.2022 © MI-6 HQ
 
 

 
  bond 50