NIEDZIELA 07.05.2023 - MARCIN TADERA - ARTYKUŁ |
|
Pierwsza o sprawie poinformowała brytyjska gazeta „The Telegraph”, ale informacja ta błyskawicznie została podchwycona przez wszelkie możliwe media. Fakt, że powieści i opowiadania Fleminga zostały zmienione w ten sposób, że usunięto z nich część opisów i określeń uznawanych dziś w przestrzeni publicznej za nieakceptowalne – a które można skwitować takimi określeniami, jak „rasistowskie”, czy „homofobiczne”, wzbudziło olbrzymie kontrowersje.
Według „The Telegraph” rocznicowe wydania dzieł Fleminga będą się rozpoczynały od przedsłowia o treści:
Ta książka została napisana w czasie, w którym określenia i postawy, które przez współczesnego czytelnika mogą być uznane za obraźliwe, były na porządku dziennym. W tym wydaniu wprowadzono szereg zmian, jednocześnie starając się pozostać wiernym oryginalnemu tekstowi na ile jest to możliwe, jak również czasom, w których jest on umiejscowiony.
To jednak tylko przedsmak tego, z czym liczyć się muszą czytelnicy, którzy sięgną po najnowsze wydanie książek o Jamesie Bondzie. Z tekstu znikną określone wyrazy, albo zdania, które w sposób nieprzystający do dzisiejszych czasów określają określone grupy społeczne czy rasowe – zwłaszcza w odniesieniu do osób czarnoskórych.
Plany Ian Fleming Publications spotkały się z powszechną krytyką. Co ważne – po obu stronach Atlantyku. Już 27 lutego firma zamieściła obszerne oświadczenie w tej sprawie.
W 1953 roku kiedy Ian Fleming zaczął pisać swoją drugą powieść o Jamesie Bondzie, Żyj i pozwól umrzeć, młoda królowa Elżbieta właśnie wstąpiła na tron, Winston Churchill był premierem, a Jamajka, gdzie umiejscowiona jest znaczna część akcji powieści, dopiero za dziewięć lat miała uzyskać niepodległość od Imperium Brytyjskiego. W skrócie: świat był wówczas bardzo odmiennym miejscem.
Opublikowany rok później w Wielkiej Brytanii tekst Fleminga przeszedł niemal bez echa ze strony wydawców. Niemniej, przed jego publikacją w USA w 1955 roku, Al Hart, redaktor pracujący w Macmillan, wydawnictwie publikującym dzieła Fleminga, zasugerował szereg zmian w Żyj i pozwól umrzeć. Niektóre z nich poprawiały drobne błędy w sferze faktów. Inne usuwały lub zmieniały całe fragmenty lub słowa, które zdaniem Harta były kłopotliwe na tle rasowym – nawet wówczas. Fleming zgodził się na wszystkie zaproponowane zmiany, w związku z czym opublikowana w Ameryce wersja Żyj i pozwól umrzeć różniła się od wydania brytyjskiego, a z listów Fleminga można wywieść wniosek, że autor preferował zmienioną wersję amerykańską.
W 2017 roku, kiedy wydawnictwo Vintage publikowało Żyj i pozwól umrzeć w twardej oprawie, zdecydowało się wykorzystać tekst w wersji przeznaczonej na rynek amerykański wraz z przedsłowiem wyjaśniającym wprowadzone zmiany. Zachowaliśmy te zmiany.
W ubiegłym roku książki Fleminga powróciły do domu. Ian Fleming Publications Ltd, firma rodziny Fleminga zarządzająca prawami autorskimi do jego książek, ogłosiła plany samodzielnej ich publikacji – po raz pierwszy. Naszą pierwszą decyzją było uczczenie 70. rocznicy wydania Casino Royale, pierwszej powieści o Bondzie, nowymi wydaniami wszystkich „Bondów”. Wydania w miękkiej oprawie z nowymi grafikami na okładkach będą dostępne od 13 kwietnia, a wersje e-book dostępne są już teraz.
W ślad za tą decyzją rozpoczęliśmy dyskusję. Jako spadkobiercy literackiej spuścizny autora, ale też wydawcy, jaka ciąży na nas odpowiedzialność – o ile w ogóle – by przeglądać oryginalne teksty? Konsultowaliśmy tę kwestię z kilkoma podmiotami zewnętrznymi, ale ostatecznie podjęliśmy decyzję, że zamiast wprowadzać zmiany zgodnie z ich radą, najbardziej odpowiednie wydało nam się wsłuchanie się we wskazówki pozostawione przez samego autora. Oryginalna amerykańska wersja Żyj i pozwól umrzeć zaaprobowana i najwyraźniej preferowana przez Iana, pomijała niektóre zwroty na tle rasowym, będące problematyczne nawet w Ameryce połowy lat 50. XX wieku, a które w dzisiejszych czasach z całą pewnością byłyby uznane za głęboko obraźliwe przez większość czytelników.
To był nasz punkt wyjścia, jednak byliśmy przekonani, że nie jest naszą rolą przeczesywać tekst w poszukiwaniu każdego słowa lub frazy, która może potencjalne zostać uznana za obraźliwą. W związku z czym podjęliśmy decyzję o przełożeniu wrażliwości oryginalnego amerykańskiego wydania na wszystkie teksty. Niektóre określenia na tle rasowym, które dziś najpewniej mogłyby zostać uznane za obraźliwe i umniejszać przyjemność z lektury, zostały zmienione, przy jednoczesnym możliwie wiernym oddaniu ducha zarówno oryginalnych tekstów, jak i epoki, w jakiej zostały napisane.
Tego typu zmian jest niewiele. W rzeczy samej niektóre książki, w tym Casino Royale, pozostały całkowicie niezmienione. Jesteśmy przekonani, że Ian Fleming zaaprobowałby tę edycję tak, jak zaaprobował zmiany poczynione w amerykańskim wydaniu Żyj i pozwól umrzeć i zachęcamy wszystkich do zapoznania się z książkami po tym, jak nowe wydania pojawią się na półkach księgarni w kwietniu.
Ianowi Flemingowi udało się powołać do życia jedną z najsłynniejszych postaci literackich w historii. Jego książki zasługują na to, by były czytane i uwielbiane dziś tak samo, jak w czasach, gdy były pisane. Wierzymy, że w nowych wydaniach „Bondów” będą zaczytywali się nowi odbiorcy. Jesteśmy przekonani, że jest to coś, czego Ian Fleming by sobie życzył.
Napisane w imieniu Rodziny Fleminga.
Oświadczenie IFP w pewnym sensie dolało oliwy do ognia. Skupiając się na rzeczywistym problemie, którego istnienia nie sposób negować, firma swoje działania dość ekwilibrystycznie próbowała usprawiedliwić decyzjami samego Iana Fleminga, który rzeczywiście przystał na zaproponowane przez amerykańskiego wydawcę zmiany swojej drugiej powieści – wywodząc z tego prawo do „skorygowania” pozostałych tekstów, argumentując ten fakt stwierdzeniem, że jest to coś, czego pisarz by sobie życzył.
Pomijając oczywistą nieweryfikowalność takiego stwierdzenia oświadczenie przemilcza fakt, że tego typu działania na gotowym, istniejącym w przestrzeni publicznej od wielu dekad tekście, wbrew pozorom nie są na porządku dziennym. Nawet, jeśli niedawno na podobny krok zdecydował się wydawca powieści Charlie i fabryka czekolady Roalda Dahla, a Dr. Seuss Enterprises zdecydowało się nie wznawiać kilku książeczek twórcy m.in. Kota Prota czy Grincha.
Z tą różnicą, że twórczość Dahla i Dr. Seussa adresowana jest do dzieci, w przeciwieństwie do powieści o Jamesie Bondzie, które przecież – zgodnie z tym, co twierdził sam Fleming – przeznaczone są dla „temperamentnych heteroseksualnych dorosłych […] nie dla uczniaków” (nawiasem mówiąc, wyartykułowane w tym stwierdzeniu słowa pisarza są przykładem tego, z czym mierzyć się będą czytelnicy).
Niezależnie od szlachetności (lub nie) intencji Ian Fleming Publications, żadne eufemizmy nie zmienią faktu, że powieści Fleminga zostaną ocenzurowane. Taka ingerencja w tekst dla większości osób jest nieakceptowalna, niedopuszczalna i nie bez przyczyny tego typu praktyki nie są na porządku dziennym. Sztuka rządzi się bowiem swoimi prawami. Jest świadectwem czasów, w jakich powstawała – na dobre i na złe. Decyzja IFP w pewnym sensie umniejszy twórczość Fleminga o ważny kontekst historyczny; dzieł pisanych przez uprzywilejowanego klasowo mężczyzny dorastającego w świecie, który na jego oczach – wraz ze schyłkiem Imperium Brytyjskiego – zaczął przemijać.
Zachowanie pierwotnego brzmienia powieści i opowiadań o agencie 007 nie jest przecież jednoznaczne z akceptacją (lub co gorsza: poparciem) wszystkiego, co na ich kartach napisał Fleming – i w tym kontekście wspomniane wyżej przedsłowie wydaje się być bardzo dobrym pomysłem. Dzieła te trzeba bowiem nauczyć się czytać przez pryzmat czasów i okoliczności, w jakich powstawały.
Bo każdy kij ma dwa końce – i nie inaczej jest w tym przypadku. Twórczość Iana Fleminga jest problematyczna w odbiorze. Nie trzeba być piewcą politycznej poprawności by zauważyć, że pisarz miał bardzo specyficzny światopogląd, który manifestował na kartach swoich powieści, często niemalże ex cathedra; przemycając je w wewnętrznych monologach swojego protagonisty, albo wręcz w narracji.
Fleming nie miał większych skrupułów przed obraźliwym (nawet wówczas) określaniem osób czarnoskórych jako „Negroes” lub „Nigger”, nadawania im wątpliwych przymiotów lub umniejszania ich możliwości (zwróćcie uwagę w jaki sposób wyrażają się niemal wszyscy czarnoskórzy bohaterowie powieści Żyj i pozwól umrzeć), a Koreańczyków umieszczając w hierarchii ssaków „niżej, niż małpy” (Goldfinger). Na kartach jego powieści można też przeczytać mniej lub bardziej zdumiewające refleksje na temat homoseksualizmu, czy stereotypu ról przypisanych poszczególnym płciom.
Tak, proza Iana Fleminga z całą pewnością wymaga od czytelnika znajomości określonych kontekstów, ale też postaw charakterystycznych do czasów, w jakich była pisana. Słowem: na pewne rzeczy trzeba nauczyć się przymykać oko, by móc czerpać niezmąconą przyjemność z lektury.
I tu dochodzimy do sedna problemu. Łatwo jest bowiem decyzje Ian Fleming Publications zrzucić na karb charakterystycznych współcześnie postaw określanych przez niektórych (zwykle w sposób niesprawiedliwie ten problem upraszczający) jako „polityczna poprawność” czy wręcz „cancel culture”. Wydaje się jednak, że decyzja ta w rzeczywistości jest stricte biznesowa. Wydawnictwo ma świadomość, że do powieści Fleminga musi przekonać kolejne pokolenia czytelników. Wszak – ilu z nas ponownie kupi książki, które i tak ma już na swoich półkach?
A młodsze pokolenie, mając na wyciągnięcie ręki każdy możliwy produkt współczesnej popkultury, wcale nie musi stawiać na taki, którego lektura może budzić emocjonalny dyskomfort i dysonans. No bo konia z rzędem temu, kto czytając wspomnianego Goldfingera będzie miał świadomość, że Fleming, pisząc nieszczęsne słowa o Koreańczykach miał w pamięci okrucieństwa, jakich koreańscy żołnierze dopuścili się wobec jeńców wojennych na froncie II wojny światowej?
I w tym kontekście decyzja Ian Fleming Publications wydaje się być zrozumiała. Nie: dobra, czy zła. Ale wytłumaczalna.
Zresztą kto wie? Być może właśnie w popkulturze rodzi się nowy trend? Kilka dni temu gruchnęła wiadomość, że podobnemu zabiegowi poddana zostanie twórczość Agaty Christie. Co będzie następne?
|