dr no frwl gf tb yolt ohmss daf lald tnwtgg tswlmmrfyeo oc avtak tld ltk ge tnd twine dad cr qos sf
24 25 26
 

 
  NewsFAQE-Mail
   
 

Forever and a Death. Film, który nigdy nie powstał

 
Obecnie cykl filmów o Jamesie Bondzie ma tak ugruntowaną pozycję, że trudno sobie wyobrazić, by na ekrany kin mogła nie trafić kolejna jego część. Wbrew pozorom nie zawsze tak było. Po bardzo umiarkowanym sukcesie obrazów z Timothym Daltonem w roli głównej, a przede wszystkim po niebycie, w jakim znalazła się seria po premierze
Licencji na zabijanie (1989), sukces filmu ostatecznie znanego pod tytułem GoldenEye (1995) wcale nie był tak oczywisty. Bez tego nie powstałyby kolejne części serii.

 
 
NIEDZIELA 03.06.2018 - MARCIN TADERA - ARTYKUŁ  

Niemniej, jeszcze przed premierą pierwszego filmu z Pierce’em Brosnanem w roli najsłynniejszego agenta Jej Królewskiej Mości, rozpoczęto prace nad jego kontynuacją. Wówczas konieczne było przysłowiowe kucie żelaza, póki gorące. I tak też do napisania scenariusza zaangażowano poczytnego amerykańskiego autora powieści kryminalnych, Donalda E. Westlake’a. Ten nieżyjący już pisarz w naszym kraju jest raczej nieznany – spośród niemal setki (sic!) tytułów, w języku polskim ukazało się raptem kilka pozycji. Wielka szkoda.


Pierwsze przymiarki

Westlake przystał na warunki Eon Productions i Metro-Goldwyn-Mayer pomimo tego, że wymagano od niego czegoś, co zasadniczo kłóciło się z preferowanym przez niego stylem pracy – napisania konspektu. Westlake bowiem zwykle rozwijał fabułę swoich dzieł w trakcie pisania, a pracując nad pierwszym rozdziałem powieści najczęściej nie wiedział w jakim kierunku historia podąży w kolejnych.

Niemniej ochoczo zabrał się do pracy. Wiosną 1995 roku pierwszy koncept był gotowy. Westlake zaproponował, by fabuła Bonda 18 skupiała się wokół grupy hakerów wykradających tajne informacje z serwerów CIA i brytyjskiego wywiadu. Ponieważ w takiej sytuacji cała nowoczesna technologia służb specjalnych byłaby nieskuteczna, zadaniem Bonda miało być powstrzymanie przeciwnika starymi, sprawdzonymi metodami. Według tej koncepcji czarny charakter miał mieć kontakty z finansjerą krajów trzeciego świata, których celem było wywołanie chaosu na zachodnich giełdach papierów wartościowych i tym samym zniszczenie ich gospodarek.

Pomysł Westlake’a był interesujący, a co najważniejsze – świeży. Wówczas cyberterroryzm nie był tak oczywisty, jak dziś, a i kino nieczęsto sięgało po ów lejtmotyw. Niestety, część założeń pokrywała się z będącym w fazie produkcji scenariuszem GoldenEye, o czym pisarz nie mógł wiedzieć. Musiał zaczynać pracę od początku.

Drugi konspekt skupiał się na antagoniście rodem z Azji południowo-wschodniej, który chce wykorzystać satelity meteorologiczne do zniszczenia zbóż w Ameryce Północnej i Południowej, a tym samym wybicie całego inwentarza, skutkiem czego wyeliminowany zostałby łańcuch dostaw żywności dla całej półkuli zachodniej. Ten pomysł nie zyskał przychylności producentów filmu, co jednak nie zraziło Westlake’a.


Do trzech razy sztuka

Trzecia koncepcja była znacznie bardziej przemyślana. Film miał zagościć na ekranach kin w 1997 roku, w którym to dojść miało do przełomowego wydarzenia. Otóż 1 lipca tegoż roku Hongkong, niewielka kolonia położoną nad Morzem Południowochińskim, która była we władaniu Wielkiej Brytanii jeszcze od czasów pierwszej wojny opiumowej (1839-1842), miała zostać zwrócona Chinom.

Westlake zaproponował, by fabuła filmu skupiała się na tym właśnie wydarzeniu. Miała to być zatem pierwsza w historii część serii, której akcja bezpośrednio nawiązywałaby do bieżącej sytuacji politycznej. Pomysł natychmiast został podchwycony.


Panorama Hongkongu

Zaprezentowany we wrześniu 1995 roku konspekt nie do końca przypadł do gustu włodarzom MGM/UA. Kwestionowali, między innymi, sekwencję przedtytułową, w której Bonda miało w ogóle nie być. Podobnie jak osadzenie znacznej części akcji w Australii, co w połączeniu z kilkoma gagami rodziło obawy o nadmierne skojarzenia z nadal wówczas popularną serią Krokodyl Dundee z lat osiemdziesiątych.

Kilka pomysłów Westlake'a zyskało jednak poklask, jak choćby zwrot Hongkongu motywujący działania antagonisty, wykorzystanie w filmie Karpat, a konkretniej – Transylwanii, gdzie miała się rozpocząć jego akcja oraz postać partnerującej Bondowi agentki chińskich służb specjalnych. Ten ostatni element zresztą znalazł się ostatecznie w filmie Jutro nie umiera nigdy, choć trudno jednoznacznie stwierdzić ile jest w tym przypadku a ile faktycznego zapożyczenia koncepcji Westlake'a.

Ostatni przedstawiony przez pisarza konspekt nadal nie przekonywał producentów. Zbyt wiele jego elementów zwyczajnie do siebie nie pasowało. Niewykluczone, że w samym scenariuszu niektóre pomysły sprawdziłyby się lepiej, ale brakowało im świeżości. Całość wydawała się być zbyt schematyczna. Czas jednak naglił. GoldenEye z przytupem wszedł na ekrany kin, przypominając światu o Jamesie Bondzie. MGM/UA nalegało, by kolejna część serii ujrzała światło dzienne w 1997 roku. Na błędy nie było już miejsca.

Gwoździem do trumny projektu Westlake'a okazało się to, że pewnym momencie ktoś z decydentów studia uświadomił sobie ryzyko, jakie wiązało się ze zwrotem kolonii Chinom. Choć wszelkie znaki na niebie i ziemi zwiastowały, że proces ten zakończy się pokojowo, to jednak część ekspertów nie wykluczała rozlewu krwi. Z oczywistych powodów nikt nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za realizację filmu rozrywkowego, który w lekkim tonie opowiadałby historię, której reperkusje w rzeczywistości doprowadziły do tragedii.

I tak też zakończyła się współpraca z Donaldem Westlake’em. Na szczęście pisarz nie wyrzucił pomysłu do kosza. W 1998 roku rozwinął go i wykorzystał w powieści, która jednak wydana została niemal dwie dekady później.

Donald E. Westlake zmarł w roku 2008 w wieku 75 lat.


Literacka układanka

W swojej jakże trudnej do wytłumaczenia naiwności spodziewałem się, że Westlake pisząc Forever and a Death poszedł na łatwiznę, konspekt scenariusza adaptując dosłownie do formatu powieściowego, naturalnie postać Jamesa Bonda zastępując innym, wymyślonym przez siebie tajnym agentem. W moim przekonaniu utwierdzała mnie tylko cudownie pulpowa okładka, gdzie najważniejsza wydaje się być postać przystojnego mężczyzny dzierżącego broń – ów agent, jak podówczas mniemałem. No i krzyczący z okładki slogan: “Fortuna w skradzionym złocie. Urządzenie, które UŚMIERCI MILIONY. I tylko JEDEN CZŁOWIEK może to powstrzymać!”.

Nic bardziej mylnego. Westlake zaserwował nam powieść bez bohatera skrojonego na modłę Jamesa Bonda, który przecież jest centralną postacią opowieści i który zawłaszcza ją na wyłączność. W Forever and a Death nie uświadczymy protagonisty w stylu agenta 007. Najbliższy mu jest George Manville, inżynier od lat współpracujący z niejakim Richardem Curtisem, który ostatecznie krzyżuje plany swego byłego mocodawcy. Jednak Manville jest tu raczej typowym everymanem, nieco przypadkowo znajdującym się w nieodpowiednim czasie i nieodpowiednim miejscu. I po niewłaściwej stronie barykady.


Donald E. Westlake

Owszem, niektóre rozwiązania fabularne z jego udziałem zdradzają pewne podobieństwa do Bonda; jest on zaskakująco zaradny, niezwykle opanowany – nawet w ekstremalnych sytuacjach – i ponadprzeciętnie metodyczny (próba odgadnięcia zasady odbezpieczania broni jest absolutnym mistrzostwem!). Nie sposób nie odnieść wrażenia, że Westlake wykorzystał wprost niektóre rozwiązania fabularne z wcześniejszych konspektów. Różnic jest jednak co najmniej tak wiele, jak podobieństw.

Pisarz zmusił mnie tym samym do dopasowywania poszczególnych elementów układanki na własną rękę, mimochodem oferując w zamian niezwykle frapującą przygodę – poszukiwanie odpowiedzi na pytanie które elementy powieści mogłyby znaleźć się w Bondzie 18, gdyby ten ostatecznie powstał według jego scenariusza.

Jak się ostatecznie okazało, wszelkie wątpliwości w dość rozbudowanym posłowiu rozwiewa Jeff Kleeman, związany niegdyś z United Artists przyjaciel Donalda Westlake’a, za sprawą którego autora zaproszono do współpracy nad produkcja filmu. Nieskromnie muszę przy tym przyznać, że większość moich przypuszczeń potwierdziła się. Jeśli zatem, szanowny Czytelniku, planujesz lekturę Forever and a Death, sugeruję, abyś w tym miejscu przerwał czytanie. Z oczywistych powodów bowiem od zdradzania szczegółów fabuły uciec nie sposób.


Klasyka w najlepszym wydaniu

Westlake pisząc scenariusz Bonda 18 nie planował rewolucji. Nikt zresztą tego od niego nie oczekiwał; seria dopiero odradzała się po jakże trudnej dla niej pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Co więcej – publika na rewolucję gotowa nie była. Od Bonda oczekiwano przede wszystkim solidnej, wybiegającej poza rzeczywistość akcji, spektakularnych popisów kaskaderskich, gadżetów i humoru. I, oczywiście, pięknych kobiet. Wydaje się jednak, że Bonda 18 według scenariusza Westlake’a wyróżniałyby dwie rzeczy, będące znakiem rozpoznawczym pisarza; interesująca i przemyślana fabuła oraz świetnie napisany czarny charakter.

Akcja Forever and a Death rozpoczyna się na jednej z wysepek Wielkiej Rafy Koralowej, gdzie Richard Curtis, biznesmen i właściciel dobrze zdawałoby się prosperującej firmy konstrukcyjnej, zamierza przeprowadzić test nowej technologii, która niewielkim nakładem środków jest w stanie zrównać z powierzchnią ziemi ogromne połacie lądu. Twórcą rewolucyjnego urządzenia jest George Manville. Eksplozjom z kolei próbuje zapobiec załoga statku należącego do ekologicznej organizacji Planetwatch (niechybnie kojarzącej się z Greenpeace). Zrządzeniem losu młoda amerykańska idealistka, Kim Baldur, cudem unika śmierci. Odratowana przez ludzi Curtisa mimowolnie inicjuje ciąg zdarzeń, który poważnie zagrozi planom owładniętego żądzą zemsty milionera.

Jak się bowiem okazuje, po przejęciu Hongkongu chińskie władze przegoniły z półwyspu zachodnich przedsiębiorców, nierzadko przejmując ich majątek. Ofiarą ich działań padł również Curtis, zmuszony do przeniesienia firmy, a raczej – tego co z niej zostało, do Singapuru. Plan zniszczenia Hongkongu z jednej strony ma być zemstą na chińskim rządzie za wszelkie niesprawiedliwości, jakich się dopuścił, ale też służyć ma bardziej przyziemnym celom. W podziemnych skarbcach przechowywane są bowiem ogromne ilości złota, które pozwolą Curtisowi wrócić do wielkiej gry...

Czy, gdyby Bond 18 powstał według scenariusza Westlake’a, jego fabułę można by określić mianem odkrywczej? Oczywiście, że nie. Otrzymaliśmy film w gruncie rzeczy sztampowy, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Powieść Forever and a Death cechuje bowiem stosunkowo prosta, ale świetnie pomyślana historia, dobrze nakreślone postacie, rewelacyjne tempo narracji. I, jak to u Westlake'a bywa, doskonale napisany antagonista, który u tego pisarza zwykle jest ciekawszy, niż bohater pozytywny. Jednym słowem wszystko jest na swoim miejscu – tylko tyle i aż tyle.

Co nie znaczy, że film ten byłby lepszy, niż Jutro nie umiera nigdy. Drugi obraz z Piercem Brosnanem w roli agenta 007 w gruncie rzeczy zawiódł w kilku elementach, ale scenariusz akurat nie był jednym z nich. Wręcz przeciwnie – Bruce Feirstein, do spółki z Michaelem G. Wilsonem, popełnili interesujący tekst z rewelacyjnym punktem wyjścia, który został należycie rozwinięty i zgrzytał jedynie w kilku momentach.


Różnice i podobieństwa

Jutro nie umiera nigdy ostatecznie zostało napisane od nowa, choć wydaje się, że jego twórcy wykorzystali część pomysłów Westlake’a. Trudno za przypadek uznać miejsce akcji, którym w obu przypadkach jest basen Pacyfiku, a w szczególności Morze Południowochińskie. Wypada tylko żałować, że w filmie nie mieliśmy okazji podziwiać krajobrazów Australii. Kraj ten, z zupełnie niezrozumiałych względów, jest konsekwentnie pomijany w bondowskiej serii. Szkoda tym większa, że podmorskie krajobrazy Wielkiej Rafy Koralowej na dużym ekranie z pewnością wyglądałyby obłędnie.

Fabuła w obu przypadkach skupia się, choć jedynie pośrednio, wokół Chińskiej Republiki Ludowej, z tą różnicą, że w Jutro nie umiera nigdy kraj ten jest mimowolnym (i z punktu widzenia fabuły – raczej przypadkowym) aktorem w spektaklu wyreżyserowanym przez Elliota Carvera, podczas gdy w Forever and a Death działania reżimu w Pekinie bezpośrednio przyczyniają się do zawiązania akcji powieści.


Tomorrow Never Dies logo

Zarówno w powieści, jak i filmie, głównym szwarccharakterem jest szanowany biznesmen, którego działania napędza przede wszystkim żądza zysku. Prawdą jest też, że Richard Curtis przy okazji realizuje plan zemsty na chińskich władzach, zatem jego motywacja jest bardziej złożona, niż Elliota Carvera, który wykorzystuje napięcie między atomowymi mocarstwami do zwiększenia poczytności i oglądalności kontrolowanych przez siebie mediów. Curtisa i Carvera łączy niebywała inteligencja, swoista finezja, a przede wszystkim – pogarda dla ludzkiego życia. Śmierć nie jest wprawdzie dla nich celem samym w sobie, ale obaj bez wahania godzą się poświęcić życie niewinnych ofiar dla realizacji własnych celów. Richard Curtis bez wątpienia jest postacią bardziej wielowymiarową, niż jego filmowy odpowiednik, jednak taki już urok literatury. Westlake mógł ukształtować swego antagonistę wedle własnego uznania, poświęcając mu tyle miejsca, ile tylko uznał za stosowne. Przeciwnicy Jamesa Bonda na dużym ekranie zwykle na taki przywilej liczyć nie mogą.

W Forever and a Death główna postać kobieca, Kim Baldur jest amerykańską działaczką ekologic zną. Pełniącą tę samą rolę bohaterka w konspektach Westlake’a była jednak agentką chińskiego wywiadu. Niewykluczone zatem, że na niej wzorowali się scenarzyści Jutro nie umiera nigdy pisząc postać Wai Lin.


Brakujące elementy

We wspomnianym wcześniej posłowiu Jeff Kleeman słusznie wylicza sceny, które obecne w konspektach Westlake’a świetnie sprawdziłyby się w filmie. I tak też scena otwierająca miała rozgrywać się w rumuńskim Siedmiogrodzie, lepiej znanym pod nazwą Transylwania. Widzielibyśmy Bonda biegnącego przez gęsty las (choć w jakim celu – nie wiadomo). Siedmiogród różni się od typowych bondowskich lokalizacji, a jednocześnie jest dla widza – nawet europejskiego – niezwykle egzotyczny.

Westlake zaproponował również niecodzienną wymianę zdań między Bondem, a M. W pewnym momencie ten pierwszy zauważa, że w sekcji pojawił się nowy agent 003. “Recyklingują numery?!?” – miał zapytać. M zauważa, że z racji tego, że agenci sekcji 00 nigdy nie żyją zbyt długo, łatwiej jest “recyklingować” dziewięć cyfr. Bonda wówczas nachodzi refleksja, jakie to dziwne uczucie – uświadomić sobie, że pewnego dnia pojawi się nowy 007. I, oczywiście, również M.

Scena ta tylko z pozoru ma akcent humorystyczny. Smutna, wręcz melancholijna konstatacja na temat wysokiej śmiertelności wśród agentów sekcji 00 w filmach pojawia się z rzadka. W zasadzie na odpowiednik tej sceny musieliśmy czekać aż do Casino Royale (2006).

...

Lektura Forever and a Death trochę nieoczekiwanie przerodziła się w pierwszorzędną literacką przygodę. Powieść żyje własnym życiem i zamiast spodziewanego ducha bondowskiej opowieści oferuje czytelnikowi powrót do klasycznej, nieco w ostatnich latach zapomnianej formuły klasycznego thrillera; emocjonującego w swej prostocie, nie próbującego jednak za wszelką cenę szokować, czy zaskakiwać. Odkrywanie wątków łączących ją z niezrealizowanym nigdy filmem o agencie 007 stanowi jedynie dodatkowy smaczek, ale w żadnym razie nie przesłania walorów dzieła Donalda E. Westlake’a.



Tytuł: Forever and a Death
Autor: Donald E. Westlake
Wydawca: Hard Case Crime, 2017

 

zoom
 
 
> data publikacji 03.06.2018 © MI-6 HQ
 
 

 
  bond 50