|
PONIEDZIAŁEK 10.08.2020 - MARCIN TADERA - ARTYKUŁ |
|
Producenci Nie czas umierać w marcu podjęli słuszną decyzję przekładając premierę filmu. Wówczas wydawało się, że do listopada sytuacja epidemiczna zostanie opanowana. Dziś jest już właściwie oczywiste, że tak się nie stanie, zwłaszcza na kluczowym dla wyników box office rynku amerykańskim, gdzie dzienna liczba zakażeń nadal liczona jest w dziesiątkach tysięcy. To nie są warunki sprzyjające dystrybucji filmu, który celuje w miliard dolarów zysku.
Pandemia zmieniła zasady gry, choć nikt jeszcze nie wie jak bardzo. Zamknięte kina, mniej lub bardziej przymusowe izolacje, nowe reżimy sanitarne, kryzys ekonomiczny. Nastały dramatyczne czasy dla branży filmowej, zwłaszcza dla przemysłu kinowego. Premiery kolejnych produkcji są przekładane na 2021 rok. Ale czy będzie on łatwiejszy? Tego nie wie nikt.
Bez szczepionki, bez skutecznego lekarstwa na COVID-19 ludzie niechętnie będą garnęli się do kin, by na dwie – trzy godziny zamknąć się w jednym pomieszczeniu z osobami stanowiącymi potencjalne niebezpieczeństwo dla nich i dla ich rodzin. Reżimy sanitarne i związane z tym ograniczenia w liczbie miejsc na salach kinowych niechybnie przełożą się na wyniki w box office. To znaczy w kinach, które przetrwają pandemię; ile miesięcy biznes może funkcjonować najpierw bez widzów, a potem bez filmów, które widzów mogłyby zachęcić do wizyty w kinie?
Dlatego jeszcze do niedawna można było być pewnym, że kolejne przesunięcie premiery 25 części przygód agenta 007 jest nieuniknione.
Dlaczego by nie streaming?
Studia filmowe robiły (i robią) wszystko, żeby premier największych produkcji nie przenosić do sieci. Choć technicznie wydaje się to być optymalne rozwiązanie; w wielu zakątkach świata widzowie nadal zamknięci są w domach. Tam przeniosła się praca i nauka. Dlaczego nie premiery filmów? W końcu serwisy streamingowe już dziś oferują doskonałą jakość obrazu, a i obecne zestawy kina domowego (a zwłaszcza telewizory o nieosiągalnych niegdyś rozmiarach) zapewniają nieporównywalnie lepsze wrażenia, niż jeszcze choćby dekadę temu.
Powody są dwa. Finansowy – nikt tak naprawdę nie wie, czy taki ruch zapewniłby producentom spodziewane wpływy. Czym innym jest przenieść do internetu premierę filmu Trolle 2 – na co kilka miesięcy temu zdecydował się Universal – o budżecie 90 mln dol., a czym innym obraz, na produkcję którego wydano 200 – 250 mln dol. I to pomimo tego, że z dystrybucji w modelu premium video-on-demand (PVOD), w ramach którego płacimy określoną sumę za cyfrowy dostęp do filmu, zwykle na 48 godzin, do kieszeni twórców trafia ok. 80 – 90% przychodu, a nie 50%, jak w tradycyjnym modelu kinowym. To jednak nadal może być za mało. Ale finanse to nie jedyny powód.
Masowa dystrybucja nowości za pośrednictwem serwisów streamingowych może całkowicie załamać tradycyjny model, do którego – w erze post-covidowej – nie będzie już powrotu. Jeśli ludzie zasmakują w wygodzie, jaką zapewnia PVOD, po ustaniu epidemii mogą już nie chcieć wracać do kin. A wielu filmowców nadal wierzy w coś, co można określić mianem „kinowego doświadczenia”.
Większość studiów nie czeka na rozwój sytuacji, a premiery swoich największych produkcji przekłada na przyszły rok. Niektóre nadal się wahają, czekając na impuls do nieszablonowego działania. I taki impuls właśnie – być może – dał im Disney.
Mulan burzy porządek rzeczy
Aktorski remake kultowej animacji z 1998 roku miał być jednym z największych filmowych wydarzeń letniego sezonu blockbusterów. Produkcja Disneya pochłonęła 200 mln dol. (bez wydatków na marketing). Wytwórnia z całą pewnością liczyła na wpływy przekraczające miliard dolarów. Premiera Mulana pierwotnie miała się odbyć w marcu, ale przesunięto ją na sierpień. W minionym tygodniu Disney podjął historyczną decyzję: film Niki Caro zadebiutuje 4 września jednocześnie na platformie Disney+, jak i w kinach w tych krajach, w których usługa ta jest niedostępna. Sześćdziesiąt milionów subskrybentów serwisu będzie mogło wypożyczyć film na 48 godzin za 29,99 dol. Cała branża filmowa z zapartym tchem będzie czekała na wyniki finansowe tej produkcji. Choć CEO Disney’a, Bob Chapek, zarzeka się, że „hybrydowa” premiera Mulana jest wydarzeniem jednorazowym, a nie początkiem nowego modelu dystrybucji filmów, to kto wie, czy takich „wyjątków” nie będzie więcej. Jak choćby gotowa przecież Czarna Wdowa, czyli kolejna odsłona Marvel Cinematic Universe ze Scarlett Johansson w roli tytułowej.
Inną strategię obrało studio Warner Bros. Flagowa produkcja tego roku, Tenet Christophera Nolana, nie będzie miała ściśle określonej – jednej i stałej – daty premiery. Film będzie debiutował na ekranach kin gdzie (i kiedy) będzie to możliwe. W Polsce, dla przykładu, 26 sierpnia. Bez wątpienia będzie to frustrujące dla widzów zza oceanu, ale cóż – sytuacja jest bezprecedensowa.
Universal (międzynarodowy, choć nie amerykański, dystrybutor Nie czas umierać) z kolei zawarł umowę z największą kinową siecią na świecie, AMC Theatres, na mocy której dramatycznie skróciło się okno, w trakcie którego filmy można było oglądać wyłącznie na ekranach kin. Z 70 do 17 dni! To mniej więcej trzy weekendy na sprzedaż popcornu, napojów i gadżetów, z których kina czerpią przecież gigantyczne zyski.
A co z Nie czas umierać?
Producenci filmu na razie wykluczają jego premierę w formacie PVOD. Pewnie decyzja byłaby prostsza, gdyby nie fakt, iż jego fragmenty były kręcone na taśmie IMAX 70 mm. Wrażeń z tego systemu kinowego w warunkach domowych nie sposób powtórzyć.
Z drugiej strony, film jest gotowy. Każdy miesiąc zwłoki to wymierne straty, choćby z racji pożyczek, które trzeba spłacać. MGM jest (jak zawsze) w dramatycznej kondycji finansowej. Sytuacja epidemiczna nie daje absolutnie żadnej gwarancji, że 2021 rok będzie prostszy, a i tak przyszłoroczny kalendarz premier robi się coraz bardziej gęsty i znalezienie optymalnej daty może być nie lada wyzwaniem. Od premiery Spectre wkrótce minie pięć długich lat. Pięć! Ile jeszcze czasu potrzeba, by seria zaczęła popadać w zapomnienie? I czy produkcja kolejnej części – choćby i koncepcyjna – ruszy pełną parą nim Nie czas umierać zagości, w ten czy inny sposób, na ekranach?
Hybrydowy model dystrybucji, choć nie idealny, wydaje się być w tym momencie optymalny. Czego z pewnością życzy sobie również większość fanów, choć… czy nam się to podoba, czy nie, nasze życzenia nie są kluczowe w procesie decyzyjnym.
Tak czy siak, najbliższe tygodnie będą decydujące. Jeśli listopadowa premiera ma zostać utrzymana, na przełomie sierpnia i września machina marketingowa musi ponownie ruszyć. A nie ruszy dopóki, dopóty data premiery nie będzie pewna.
|