dr no frwl gf tb yolt ohmss daf lald tnwtgg tswlmmrfyeo oc avtak tld ltk ge tnd twine dad cr qos sf
24 25 26
 

 
  NewsFAQE-Mail
   
 

Christoph Waltz powróci do roli Blofelda. Ale pod pewnym warunkiem

 
Jeśli wierzyć brytyjskim tabloidom, Christoph Waltz, który w ubiegłorocznym
SPECTRE wcielił się w rolę Franza Oberhausera vel Ernst Stavro Blofelda wyraził chęć zagrania w kolejnych dwóch filmach o przygodach agenta 007. Warunek? Jamesa Bonda ponownie zagrać ma Daniel Craig.

 
 
NIEDZIELA 10.01.2016 - MARCIN TADERA - ARTYKUŁ  

Aktor o austriacko-niemieckich korzeniach miał rzekomo stwierdzić, że chętnie powróci w kolejnych odsłonach serii, jeśli w rolę agenta 007 wcieli się Daniel Craig. Takie rozwiązanie zapewnić ma zapoczątkowanej w SPECTRE historii ciągłość.
Odkładając na chwilę na bok dywagacje związane z wiarygodnością brytyjskich bulwarówek, które w większości są źródłem tych rewelacji, warto zauważyć, że warunek ten może być trudny do spełnienia.


Wahania Craiga

Argumentacji Waltza nie sposób odmówić racji. Jego Blofelda łączy z Bondem więź, której próżno doszukiwać się w filmach z Connerym, czy Lazenbym. Również na kartach powieści Fleminga rozgrywka między tymi dwoma adwersarzami nie była podszyta wspólnymi doświadczeniami z przeszłości. Oczywiście, nie ma takich problemów, których w Hollywood nie można by w ten czy inny sposób rozwiązać. Nawet tak newralgicznych, jak obsada roli agenta 007. Daniel Craig jest powszechnie ceniony za swą kreację, ale bądźmy szczerzy – nie ma absolutnie żadnego powodu, by od jego być albo nie być uzależniać decyzje dotyczące przyszłości serii, a tym bardziej dalszego zaangażowania w projekt aktora wcielającego się w postać przeciwnika Bonda.

Tym bardziej, że Craig nadal waha się, czy po raz piąty chce sączyć wódkę z martini i wypowiadać legendarne słowa „Bond. James Bond”. Z jednej strony deklaruje przywiązanie do postaci i do serii, by innym razem w dość niewybrednych słowach dawać wyraz zmęczenia rolą.

Z tego też powodu, jak donosi „The Sun”, producenci serii gotowi są zaproponować mu układ, który polegać będzie na jednoczesnej pracy nad 25. i 26. jej częścią. Pierwszy z tych filmów miałby się kończyć intrygującym punktem kulminacyjnym. W najbliższych tygodniach ma podobno dojść do spotkania z aktorem, w trakcie którego podjęte zostaną próby przekonania go do tej wizji.

Byłoby to z pewnością ogromne przedsięwzięcie organizacyjne, wymagające olbrzymiego zaangażowania ze strony całej ekipy realizacyjnej. Jednoczesna praca nad dwoma filmami nie jest wprawdzie rzeczą niespotykaną, ale dla Eon Productions byłaby to zupełna nowość.

A i tak najważniejsze pytanie brzmi: czy w kolejnej odsłonie serii znajdzie się w ogóle miejsce dla postaci granej przez Christopha Waltza?


Zaplanowana improwizacja

Wydaje się mało prawdopodobne, by Eon Productions zadało sobie tak wiele trudu, aby wskrzesić organizację SPECTRE, ponownie zaprezentować widzom największego przeciwnika Bonda, a do roli tej zaangażować aktora o tak uznanej marce, by postać Blofelda ograniczyć do występu w ledwie jednym filmie. Filmie, którego scenariusz nie pozwolił dwukrotnemu zdobywcy Oscara na zaprezentowanie nawet połowy swego niekwestionowanego talentu.
Czy jednak możliwe jest, że Eon Productions tak naprawdę nie miało żadnego większego planu względem postaci Ernsta Stavro Blofelda? Owszem, możliwe.

Prace nad niezatytułowanym wówczas jeszcze 24. odcinkiem serii o przygodach najsłynniejszego agenta Jej Królewskiej Mości rozpoczęły się zanim prawa do organizacji SPECTRE i postaci Blofelda wróciły, po wielu latach batalii prawnych z Kevinem McClorym, do spadkobierców Alberta Broccoli'ego. Skądinąd wiadomo zresztą, że pierwotna wersja scenariusza postać graną przez Waltza określała wyłącznie mianem „Franz Oberhauser”. Co więcej, postać ta w ostatniej scenie filmu miała zginąć z ręki Bonda. Dopiero po interwencji decydentów z Sony słusznie uznano, że morderstwo z zimną krwią, a do tego miała sprowadzać się rzeczona scena, nie leży w naturze 007. Zapewne zdawano sobie również sprawę z tego, że śmierć Blofelda byłaby trudnym do wytłumaczenia marnotrawstwem potencjału, jaki daje możliwość właściwego rozpisania konfrontacji Bonda ze swym największym przeciwnikiem. Przeciwnikiem, który przecież u Fleminga odpowiedzialny był za śmierć ukochanej żony Bonda, Tracy.

I choć producenci SPECTRE, Barbara Broccoli i Michael G. Wilson wielokrotnie podkreślali, że zarówno przedstawiona w filmie organizacja, jak i stojący na jej czele geniusz zbrodni to ich zupełnie nowe inkarnacje, których nie należy łączyć z wariacją znaną z filmów z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, sami zrobili wiele, by przekonać widza, iż jest dokładnie odwrotnie. Czym bowiem usprawiedliwić decyzję, by Blofeld ponownie miał białego kota, ubierał się w marynarkę nehru, czy też ostatecznie – o zgrozo! – oszpecać go blizną, nieuchronnie kojarzącą się z kreacją Donalda Pleasence'a z Żyj i pozwól umrzeć?

A skoro tak, to Blofeld ma jeszcze sporo do zrobienia, nim podzieli los większości zbrodniarzy, którzy stanęli na drodze Jamesa Bonda. Pytanie tylko, czy osoby odpowiedzialne za produkcję kolejnych filmów o agencie 007 są gotowi na taką ewentualność?

 
 
> data publikacji 10.01.2016 © MI-6 HQ
 
 

 
  bond 50