NIEDZIELA 03.01.2021 - MARCIN TADERA - ARTYKUŁ |
|
Po 2020 roku jakiekolwiek przewidywanie przyszłości jawi się niemal jak wróżenie z fusów. Nawet w kwestiach, wydawać by się mogło, podstawowych. Bo i oczywistym wydaje się stwierdzenie, że 2021 rok będzie tym, w którym nareszcie doczekamy się premiery kolejnego filmu serii o Jamesie Bondzie, ale… dwanaście miesięcy temu dokładnie to samo napisaliśmy o roku minionym, a życie szybko i brutalnie zweryfikowało wszelkie scenariusze.
Wydaje się, że wyznaczona na 2 kwietnia 2021 roku data premiery Nie czas umierać jest nie do utrzymania. Co więcej – była nieprawdopodobna już w momencie jej ogłoszenia. Zakładając, że Barbara Broccoli i Michael G. Wilson rzeczywiście są aż tak przywiązani do tak zwanego „kinowego doświadczenia”, że kategorycznie wykluczają możliwość premiery w dystrybucji cyfrowej, albo przynajmniej „hybrydowej”, to nie ma najmniejszych szans na to, że film, którego budżet szacuje się na 250 mln dol. (a niektóre źródła podają astronomiczne – i cokolwiek absurdalne – 290 mln dol.!) zagości na afiszach kin w samym środku pandemii. Bo w to, że sytuacja epidemiczna na wiosnę wróci do normy nikt chyba nie wierzy.
Teoretycznie oczywistym rozwiązaniem byłoby ponowne (piąte już!) przesunięcie daty premiery na tradycyjne dla filmów o Bondzie okno listopadowe. Tyle, że w tym okresie Nie czas umierać będzie się musiał mierzyć z Diuną Denisa Villeneuve’a i Eternals, czyli kolejnym wielkim projektem cyklu Marvel Cinematic Universe. A już w grudniu na ekranach zagości sequel filmu Spider-Man: Daleko od domu, a i West Side Story Stevena Spielberga zapewne będzie się liczył w wyścigu o prymat w box office. Przy tak gargantuicznym budżecie nie ma miejsca na jakiekolwiek pomyłki, a skłonność do ryzyka jest zapewne odwrotnie proporcjonalna do zainwestowanych pieniędzy. Tak więc listopad 2021 roku, choć bardziej prawdopodobny niż kwiecień, pewnikiem nie jest.
A wszystko to przy założeniu, że jesienią widzowie wrócą do kin – co wcale nie jest takie oczywiste.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, iż – według doniesień „The Wall Street Journal” – Metro-Goldwyn-Mayer zleciło dwóm bankom inwestycyjnym przeprowadzenie transakcji sprzedaży studia. Nie można zatem wykluczyć, że historia ta będzie miała wpływ na datę premiery Nie czas umierać – wszak seria o Jamesie Bondzie to w obecnych czasach „perła w koronie” zasobów MGM, a najnowszy film o agencie 007 może być kartą przetargową w negocjacjach z potencjalnym inwestorem.
Niestety dla nas tego typu transakcje wymagają czasu – w końcu mówimy o firmie wartej, wedle szacunków, 5,5 mld dol. Z drugiej strony producenci zapewne zdają sobie sprawę, że nie mogą w nieskończoność przekładać bez wyraźnego i zrozumiałego dla widza powodu premiery gotowego przecież filmu i utrzymując jednocześnie wysoki poziom zainteresowania tytułem.
Nie samym filmem bondomaniak żyje
Premiera Nie czas umierać jest oczywiście najważniejszym wydarzeniem w kalendarzu każdego fana agenta 007, ale nie jedynym. Wszak na świat Jamesa Bonda nie ogranicza się wyłącznie do wielkiego ekranu.
Niestety na chwilę obecną wygląda na to, że 2021 rok nie będzie nas rozpieszczał. Dynamite Entertainment, które w ostatnich latach prężnie działało na rynku komiksowym serwując nam naprawdę świetne historie, na razie zapowiedziało jedynie jedną nową serię, James Bond: Agent of SPECTRE według scenariusza Christosa Gage’a, której pierwszy zeszyt ukaże się w marcu. Miejmy nadzieję, że wydawnictwo upora się z trapiącymi go w ostatnich miesiącach problemami wizerunkowymi i zaskoczy nas przynajmniej jeszcze jednym one-shotem.
Na razie nic nie wskazuje też, że w 2021 roku doczekamy się nowej powieści o Jamesie Bondzie. Co prawda Ian Fleming Publications poinformowało w grudniu, że w tym roku w planach mają „kilku dużych zapowiedzi”, dodając, że „Szczegóły nadal są tylko dla twoich oczu, ale spodziewajcie się powrotu starych przyjaciół, fantastycznych nowych sprzymierzeńców i zgłębiania świata Bonda pod nieoczekiwanym kątem”. Fajnie, ale podobne i równie enigmatyczne zapowiedzi słyszeliśmy już rok temu.
W świecie rozrywki elektronicznej również nie oczekujmy szczególnych rewelacji. Wprawdzie duńskie studio IO Interactive zapowiedziało grę pod roboczym tytułem „Project 007”, ale efektów tych prac raczej nie poznamy w tym roku.
Na rodzimym podwórku: Projekt „James Bond Team PL”
Wbrew powszechnej opinii miniony rok miał również swoje (bardzo) dobre strony. Wspólna inicjatywa twórców zaangażowanych w propagowanie świata Jamesa Bonda zaowocowała powstaniem podcastu James Bond Team PL, w którym dzielimy się spostrzeżeniami i przemyśleniami na temat naszej ulubionej serii. Projekt ten na pewno będzie dalej rozwijany i kto wie dokąd nas zaprowadzi w przyszłości?
Wszak wszystkim nam przyświeca wspólny cel: popularyzacja fenomenu agenta 007 w Polsce i konsolidacja fanów wokół czegoś, co będzie można określić mianem fandomu z prawdziwego zdarzenia. Czego sobie i Wam wszystkim życzymy!
|