dr no frwl gf tb yolt ohmss daf lald tnwtgg tswlmmrfyeo oc avtak tld ltk ge tnd twine dad cr qos sf
24 25 26
 

NewsFAQE-Mail
RECENZJA KOMIKSU
 
JAMES BOND: HIMEROS



Tytuł:   James Bond: Himeros
Scenariusz:   Rodney Barnes
Rysunki:   Antonio Fuso (vol. 1 – 2), Pierluigi Minotti (vol. 3), Giorgio Pontrelli (vol. 4 – 5)
Kolory:   Adriano Augusto
Wydawca:   Dynamite Entertainment, 2021 - 2022



 



Kilka lat temu Ameryka (i nie tylko) żyła kolejnym skandalem obyczajowym. Znany milioner, finansista Jeffrey Epstein, został oskarżony o liczne przestępstwa seksualne, w tym z udziałem nieletnich kobiet. Epstein na prywatnej wyspie na morzu Karaibskim urządził istny harem (często określany mianem „Wyspy Grzechu” albo – bardziej dosadnie – „Wyspy Pedofilii”), do którego zapraszał prominentne postacie życia publicznego; polityków, biznesmenów, celebrytów. Jednym z gości miał być, między innymi, Andrzej, książę Yorku, syn królowej Elżbiety II. Oskarżenia te wywołały w swoim czasie na wyspach brytyjskich niemałe poruszenie. Nieco ponad miesiąc po kolejnym osadzeniu w areszcie Epstein został znaleziony martwy w swojej celi. Oficjalną przyczyną zgonu było samobójstwo.

Nie sposób nie przypomnieć sobie tej historii czytając James Bond: Himeros, który otwiera scena zabójstwa aresztanta w więzieniu Belmarsh. Okazuje się nim być niejaki Richard Wilhelm, miliarder i finansista, któremu zarzucono handel ludźmi – nieletnimi kobietami, które ściągał na swoją prywatną wyspę na Pacyfiku w oczywistych celach. MI6 podejrzewa, że zleceniodawcą morderstwa jest Anton Banes, międzynarodowy handlarz bronią (zarówno tą legalną, jak i nielegalną), który próbował nie dopuścić, by klienci dowiedzieli się o jego wątpliwych związkach z Wilhelmem. Brytyjski wywiad usiłuje doprowadzić do zerwania wszelkich transakcji z Banesem przez sojusznicze kraje i schwytania go. W tym celu potrzebują jednak dowodów, a te może dostarczyć Sarah Richmond, współpracownica i prawa ręka Wilhelma.

I to ona jest centralną postacią tej – uprzedzając fakty – fantastycznej i fascynującej opowieści.


© Dynamite Entertainment

Bo choć w James Bond: Himeros fani odnajdą wiele tradycyjnych dla serii motywów: wyraźnego, bardzo dobrze napisanego przeciwnika w osobie bezwzględnego Banesa (który choć pojawia się z rzadka, to sceny z jego udziałem robią wrażenie), rewelacyjnego henchmana; płatny zabójca Kino, pomimo dość niepozornej aparycji, jest cholernie metodyczny i nieustępliwy, przez co stanowi dla Bonda naprawdę duże wyzwanie. Jest kilka scen akcji, trup ściele się gęsto, a poziom graficznej brutalności momentami przekracza średni poziom, do którego prowadzony przez Dynamite Entertainment cykl nas przyzwyczaił.

Ale komiks ten ma czytelnikowi do zaproponowania znacznie, znacznie więcej.

W mitologii greckiej Himeros to bóg miłosnego pożądania. W tym przypadku – pożądania haniebnego, godnego potępienia, bo dotyczącego nieletnich dziewczynek, będących główną „atrakcją” wyspy Wilhelma. Barnes daje nam do zrozumienia, że kuszeni wizją hedonistycznej wolności goście tego przybytku mogą poczuć się jak bogowie – z dala od osądu świata zewnętrznego. Pokusa ta zdaje się być zbyt silna, by z nią walczyć. Sposób, w jaki opisana została deprawacja antagonistów tego komiksu jest doprawy fascynujący.

Ale jeszcze lepiej napisany został wątek Sarah Richmond. Barnes nie próbuje jej usprawiedliwiać, jednocześnie wykorzystując jej postać do refleksji nad ideą odkupienia. James Bond ma tu bardzo konkretną rolę do odegrania, racjonalizując i tłumacząc (jej, ale i nam) wybory, przed jakimi została postawiona, przy okazji nakreślając drogę, jaką obrać może. Między nim a Richmond nie rodzi się seksualne napięcie. To byłoby nie na miejscu, przy przyjętej w komiksie konwencji. A jednak stają się sobie (wzajemnie!) nad wyraz bliscy.


© Dynamite Entertainment

Tak to już często bywa w popkulturze, że jeśli jakieś dzieło nawiązuje do mitologii greckiej, to będzie dryfowało w kierunku tragedii. W James Bond: Himeros nieuchronność losu została przez Barnesa rozegrana bezbłędnie, przez co komiks potrafi autentycznie poruszyć. Brawa!

Jest w tym komiksie scena retrospekcji, która w warstwie narracyjnej została zbudowana wyłącznie na wewnętrznych monologach 007. Bohater snuje w niej refleksję na temat zła, którego wymiary poznał w każdej postaci i nie ma złudzeń – jego krąg nigdy się nie kończy. Jednak Bond uznaje się za szczęściarza; po zakończonej misji podejmuje następne wyzwanie. Ale ofiary niegodziwości nie mają takiego przywileju, a niektóre traumy pozostaną z nimi na zawsze. Scena ta robi naprawdę duże wrażenie, zwłaszcza, że tematycznie wpisuje się w lejtmotyw komiksu, czyli handel kobietami w celu wykorzystywania seksualnego.

Jeśli zaś chodzi o formę – seria rysowana była przez trzech artystów, a zatem poziom rysunków jest nierówny, choć wszyscy trzej postawili na mniejszą (Fuso) lub większą (Minotti, Pinotrelli) umowność, zwłaszcza w odwzorowaniu postaci. W dwóch pierwszych zeszytach kreska na pierwszy rzut oka wydaje się być najbardziej wypracowana. Minotti z kolei dobrze operuje cieniami. Najsłabiej na tle kolegów wypada Pinotrelli. Rysunki w James Bond: Himeros nie porywają, ale nie schodzą też poniżej akceptowalnego poziomu. Ot – dobra (w przypadku Fuso bardzo dobra), rzemieślnicza robota. Pochwalić można też kolory Adriano Augusto, które dodatkowo ubogacają klimat komiksów.

James Bond: Himeros to jedna z najlepszych pozycji w portfolio oficyny Dynamite Entertainment. To coś więcej, niż komiks akcji, choć tej również nie brakuje. Rodney Barnes zaproponował bowiem czytelnikowi wcale nie tak prostą i oczywistą dywagację na temat dobra i zła, moralności, ale też odkupienia. A wszystko to w ramach gatunku, dzięki czemu nawet czytelnicy poszukujący czystej rozrywki nie powinni być rozczarowani.

 
 
> data publikacji 30.07.2025 © MI-6 HQ
 
 

 
  bond 50