|
W trzeciej komiksowej serii wydawnictwa Dynamite Entertainment Bond rusza tropem tajemniczego Krakena, radykalnego antykapitalisty, który za cel obrał sobie czołowy brytyjski koncern zbrojeniowy, stwarzając tym samym zagrożenie dla bezpieczeństwa Zjednoczonego Królestwa w przededniu zastąpienia nuklearnego programu Trident nowym systemem odstraszania.
James Bond: Hammerhead jest dziełem udanym, aczkolwiek niepozbawionym wad. Scenarzysta Andy Diggle zafundował nam przejażdżkę z iście filmowym rozmachem – w pozytywnym tego słowa znaczeniu, naturalnie. Od początku zostajemy wrzuceni w sam środek akcji, jednak tempo opowieści jest idealnie wyważone i nie brakuje momentów bardziej stonowanych.
© Dynamite Entertainment |
Diggle po mistrzowsku rozpisał ekspozycję; uchylił rąbek tajemnicy na tyle, by czytelnik bez większego problemu mógł zagłębić się w historię, jednocześnie nie komplikując jej ponad miarę. Hammerhead jest utworem konstrukcyjnie stosunkowo prostym o klarownej, zwartej fabule, co w przyjętym formacie wydawanych co miesiąc dwudziestodwustronicowych zeszytów wydaje się być rozwiązaniem optymalnym.
Dodatkowo oklaski należą się za umiejętne wprowadzenie postaci. Choć z oczywistych względów jest ono lapidarne, jednak każdy z bohaterów jest pełen życia i cechuje się własną osobowością. I to ledwie po dosłownie kilku „dymkach” dialogowych! Majstersztyk najlepiej obrazujący kunszt Andy'ego Diggle. Cóż, posada niegdysiejszego redaktora kultowego brytyjskiego wydawnictwa komiksowego „2000 AD” do czegoś zobowiązuje, a i scenariusze pisane dla słynnego imprintu Vertigo (Hellblazer, Saga o potworze z bagien) świadczą o jego talencie.
Świetnie wypada rewelacyjnie poprowadzony romans Bonda z Victorią Hunt, córką i prawą ręką właściciela koncernu zbrojeniowego, do ochrony którego 007 zostaje oddelegowany. Jednak zwrot akcji, który przy tej okazji jest nam zaserwowany, musi budzić nieodparte skojarzenia z jednym z filmów z Pierce'em Brosnanem w roli głównej – podobieństwa są tak oczywiste, że nie sposób uwierzyć, że są przypadkowe. I choć zabieg ten nie każdemu musi przypaść do gustu, to do pewnego stopnia można Hammerhead potraktować jako swoistą wariację na temat tegoż filmu. Całkiem udaną zresztą. Niestety, mniej więcej w połowie serii historia zaczyna popadać w sztampę i staje się nieznośnie schematyczna. To samo tyczy się zakończenia, które jest całkowicie przewidywalne. Na szczęście komiks nie traci przy tym walorów czysto rozrywkowych, w związku z czym przy jego lekturze nadal można się całkiem nieźle bawić.
© Dynamite Entertainment |
Z całą pewnością na pochwały zasługuje Luca Casalanguida. Artysta ten, do tej pory nie mający większego doświadczenia w branży komiksowej, celuje w duże, wyraźne kadry. Rysowanym przez niego postaciom daleko do fotorealizmu; są one proste, ale nie schematyczne. Ilustracje cechują się przede wszystkim fantastycznym wykorzystaniem czerni i grubymi, wyraźnymi konturami. Całość zdecydowanie przykuwa wzrok, a co najważniejsze – świetnie współgra z opowieścią.
Po świetnych trzech pierwszych zeszytach James Bond: Hammerhead rozbudził nadzieje na komiks wyjątkowy. Tak się nie stało. Schematyczność niektórych rozwiązań fabularnych jest zbyt poważna, by przymknąć na nią oko. Mimo wszystko jednak przeczytać zdecydowanie warto.
|