|
Dynamite Entertainment komiksowe uniwersum Jamesa Bonda rozpoczęło od falstartu. Kolejne opowieści były już jednak co najmniej udane. James Bond: Felix Leiter zawiesza poprzeczkę tak wysoko, że wydawnictwu niezwykle trudno będzie ją przeskoczyć w przyszłości. Tak, dzieło duetu James Robinson - Aaron Campbell ostrożnie można określić małym arcydziełem sztuki komiksowej. I to pomimo tego, że nie jest pozbawiony wad.
Fabularnie jest co najmniej dobrze; Felix Leiter oferuje stosunkowo prostą, ale interesującą historię szpiegowską, w której miesza się ze sobą kilka wątków, a narracja prowadzona jest nieliniowo, z licznymi retrospekcjami i zaburzonym porządkiem chronologicznym.
I tak też na pierwszym planie mamy śledztwo w sprawie użycia w Tokio broni biologicznej. Japońskim służbom specjalnym, na których czele nadal stoi Tygrys Tanaka, trochę przez przypadek asystuje Felix Leiter, dawniej agent CIA, a obecnie prywatny detektyw. Leiter udaje się do Japonii podążając za niejaką Alenę Davoff, swoją dawną kochanką, z którą wcześniej realizował tajną misję w Afganistanie. Wątek ten, choć poboczny, jak się ostatecznie okazuje ma dla fabuły znaczenie kluczowe. Jest też jej najmocniejszym punktem.
© Dynamite Entertainment |
Tym niemniej, co w komiksach tego rodzaju rzadkie, opowiedziana w nim historia w zasadzie ma znaczenie drugorzędne. Siła James Bond: Felix Leiter tkwi bowiem w niesamowitym klimacie; przygnębiającym, momentami wręcz melancholijnym. Robi on piorunujące wrażenie, atakuje czytelnika już od pierwszych kadrów i nie odpuszcza aż do ostatniej strony.
Komiks cechuje absolutnie fenomenalna szata graficzna. Wypracowane kadry Aarona Campbella podkreślają ponurą atmosferę komiksu. I choć nie sili się on na fotorealizm, to – kiedy wymaga tego opowieść – skupia się bardziej na rysowanych przez siebie postaciach, a innym razem stają się one tłem, natomiast kluczową rolę zaczyna odgrywać staranna kompozycja kadrów i całych plansz. Campbell bezbłędnie oddaje również klimat miejsc, w których rozgrywa się akcja komiksu. Skąpane w deszczu, rozświetlone neonami Tokio niechybnie kojarzy się z cyberpunkowymi wizjami z Łowcy androidów. Przyprószone śniegiem ulice Helsinek, skąpane w słońcu plaże na Key West, czy makowe pola w Afganistanie – każde miejsce zostało przez Campbella zinterpretowane tak, by maksymalnie oddać klimat opowieści w danej scenie. Zresztą słowa uznania należą się również Salvatore Aialai, który całość fantastycznie ubarwił – nieczęsto zwracam szczególną uwagę na ten akurat element sztuki komiksowej, ale w tym przypadku przypadku nie sposób przejść obok niego obojętnie.
© Dynamite Entertainment |
Wobec wszystkich tych zalet komiksowi wybaczyć bardzo odległe od literackiego pierwowzoru sportretowanie tytułowego bohatera. Pomimo traumatycznych przeżyć, u Fleminga Felix Leiter nie traci hartu ducha – jest pogodny, beztroski, wręcz jowialny. Robinson całkowicie zmienia jego wizerunek. Leiter, szczególnie w pierwszym zeszycie, jawi się jako człowiek przegrany. Co więcej, w pełni świadomy utraconych szans. Komiks uderza tu w głęboko melancholijne tony, szczególnie, kiedy opowieść nawiązuje do związku bohatera z Aleną; łącząca ich niegdyś namiętność zastąpiła wrogość, czy też wręcz – pogarda. Ale w jednym elemencie Robinson zdecydowanie przeszarżował. Otóż jego Leiter najwyraźniej cierpi na kompleks Jamesa Bonda, kilkukrotnie porównując się do przyjaciela, a zarazem kolegi po fachu, niezmiennie deprecjonując samego siebie. Mocna przesada.
James Bond: Felix Leiter to komiks dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, w którym intrygująca historia okraszona jest fantastycznymi rysunkami. Całość tworzy doskonałą kompozycję, która wręcz przytłacza niesamowitym klimatem. Zdecydowanie – lektura obowiązkowa!
|