|
Kontynuując wątki rozpoczęte serią 007 scenarzysta Phillip Kennedy Johnson wplątuje Jamesa Bonda i jego towarzyszkę, Gwendolynn Gann, w zamach na dyktatora jednego z nienazwanych wprost krajów, w konsekwencji czego w państwie tym dochodzi do wojskowego przewrotu, w którym decydującą rolę odgrywają najemnicy firmy Myrmidon.
Kiedy zatem ścigani przez MI6 – w tym innych agentów sekcji 00 – Bond i Gann znikają na wiele miesięcy z radarów, zaszywając się gdzieś na angielskiej prowincji, porządek świata zmienia się. Rozwijana przez Myrmidon nanotechnologia poprawiająca wydolność i efektywność operatorów wojskowych staje się łakomym kąskiem światowych mocarstw, a sama organizacja zyskuje coraz większe wpływy. W przededniu zawarcia przez złowieszczą korporację umowy z amerykańskim Departamentem Obrony Bond poznaje prawdziwą naturę technologii Myrmidon. I prawdziwy cel jej istnienia...
Rzecz jasna nie trzeba dodawać, że informacja ta sprawia, że Bond „wraca do gry” – choć nadal musi działać na własną rękę, ukrywając się zarówno przed korporacyjnymi najemnikami, jak i przed agentami MI6.

© Dynamite Entertainment |
For King and Country fantastycznie rozwija (i konkluduje) historię zapoczątkowaną w 007. Na szczęście (dla mnie) koncepcja nanotechnologii i związanej z nią knowań organizacji Myrmidon – tak niebezpiecznie balansująca na granicy gatunków – być może jest czymś więcej, niż jedynie MacGuffinem, ale też nie przesłania tego, co w fabule komiksu najlepsze. Johnson niezwykle precyzyjnie prowadzi główne wątki, umiejętnie przeplatając je ze sobą. I choć w sześciozeszytowej serii pewne uproszczenia są nieodzowne, to jednak nie ma się poczucia, że scenarzysta wymaga od nas zawieszenia niewiary na nieakceptowalnym poziomie. Najlepiej widać to w scenach konfrontacji z niektórymi z agentów 00 (przynajmniej tymi, których Bond zna osobiście). Johnson doskonale gra tu na emocjach, wzmaga napięcie, wykorzystuje sytuację do całkiem ciekawego nakreślenia bohaterów drugo- i trzecioplanowych.
Fantastycznie również udał się motyw relacji Bonda z Gann. Bo przypomnijmy, eksagentka 003 była mentorką Bonda w sekcji 00, a z czasem ich relacja przerodziła się w coś więcej. I teraz Johnson umiejętnie rozgrywa tę relację, najpierw ukazując strzępy ich wspólnego życia w ukryciu, a później stawiając na szali zaufanie i lojalność między nimi. Świetne, nawet jeśli cokolwiek przewidywalne.

© Dynamite Entertainment |
W For King and Country jest sporo akcji – zresztą bardzo dobrze napisanej (i narysowanej!), często brutalnej, ale nie wyłącznie na tego typu scenach opiera się ten komiks. Niezłe są dialogi, solidnie zbudowane postaci – o czym była już mowa wcześniej. Jeśli zaś chodzi o humor, to ten pojawia się raczej w formie szczątkowej (na przykład kiedy spędzający całe dnie w lokalnym pubie Bond oświadcza, że nie można powiedzieć, że pije się całymi dniami, jeśli nie zacznie się pić rano). Bo i całość ma wydźwięk wręcz melancholijny.
No i rysunki. Te, których autorem jest Giorgio Spalletta są FANTASTYCZNE, świetnie oddają klimat opowieści, doskonale ilustrują zarówno sceny akcji, jak i te bardziej statyczne – co nie zawsze przecież jest regułą. Pod względem artystycznym For King and Country znacząco przewyższa pierwszą serię Johnsona (którą, oczywiście, przeczytać trzeba przed lekturą tego komiksu).
A cały run Phillipa Kennedy’ego Johnsona powinien być pozycją obowiązkową dla wszystkich fanów komiksowego Jamesa Bonda. To jedna z najlepszych, najbardziej dopracowanych serii wydanych przez Dynamite Entertainment, zapewniająca coś więcej, niż jedynie prostą w formie rozrywkę.
|