dr no frwl gf tb yolt ohmss daf lald tnwtgg tswlm mr fyeo oc avtak tld ltk ge tnd twine dad cr qos sf
24 25
 

 
  NewsFAQE-Mail
   
 

Wszystkie premiery Nie czas umierać

 
Na premierę
Nie czas umierać poczekamy przynajmniej pół roku dłużej – premiera najnowszego filmu o przygodach Jamesa Bonda została ponownie przesunięta, tym razem na 8 października 2021 roku. Na pandemię nikt wpływu nie ma. Niemniej przyczyny, dla których Nie czas umierać nadal znajduje się pod kluczem, są bardziej złożone.

 
 
CZWARTEK 06.05.2021 - MARCIN TADERA - ARTYKUŁ  

O zaskoczeniu nie może być mowy – w obecnych warunkach premiera jakiegokolwiek wysokobudżetowego filmu nie jest możliwa. Co więcej, wyznaczona na kwiecień data premiery Nie czas umierać była nierealna już w momencie jej ogłaszania, czyli w październiku minionego roku. To, że do tego czasu pandemia ani się nie zakończy, ani też nie wyciszy się na tyle, by na europejskim i amerykańskim rynku film mógł zadebiutować w warunkach, w których mógłby liczyć na jakikolwiek sensowny zysk, było przecież oczywiste.

Ogłoszona (w bardzo lakonicznym komunikacie) pod koniec stycznia stycznia decyzja jest rzecz jasna słuszna i zrozumiała – naturalnie jeśli wykluczyć opcję premiery w trybie hybrydowym, przy jednoczesnym udostępnieniu filmu w modelu płatnej dystrybucji cyfrowej i w kinach tam, gdzie jest to możliwe, czyli w całkiem sporej części Azji oraz w Australii i Nowej Zelandii.

Aż trudno w to uwierzyć, ale pierwotnie film miał zagościć na ekranach kin 25 października 2019 roku. Niezatytułowana jeszcze wówczas 25. część przygód agenta 007 została po raz pierwszy zapowiedziana w lipcu 2017 roku, po 21 miesiącach od premiery Spectre. Wówczas jeszcze bez reżysera, bez dystrybutora, a i w samym komunikacie nie było również mowy o tym, że w rolę Jamesa Bonda ponownie wcieli się Daniel Craig (sic!).

Cztery lata przerwy pomiędzy kolejnymi odsłonami cyklu to nieznośnie długo. Na ten stan rzeczy składało się wiele czynników; permanentne kłopoty finansowe Metro-Goldwyn-Mayer, brak dystrybutora i ciągnące się w nieskończoność negocjacje w tym temacie, zakończone połowicznym sukcesem wobec niespodziewanego bankructwa Annapurna Pictures, które wespół z MGM miało odpowiadać za dystrybucję filmu w USA. Wreszcie pamiętne wahania Daniela Craiga, który w swoim czasie wolałby „podciąć sobie żyły”, niż ponownie wcielić się w rolę, która przyniosła mu ogromne pieniądze i jeszcze większą sławę. Dziś niewiele osób o tym pamięta, ale jeszcze na początku 2017 roku na dobrą sprawę nikt nie garnął się do rozpoczęcia produkcji kolejnej odsłony serii. Marazm, jaki wówczas panował, był z jednej strony niesamowity, a z drugiej – trudny do wytłumaczenia.

Niemniej w maju 2018 roku nareszcie potwierdzono, że na fotelu reżysera zasiądzie Danny Boyle, zdobywca Oscara za Slumdog. Milioner z ulicy. Scenariusz napisać miał jego stały współpracownik, John Hodge. Trzy miesiące później obaj panowie byli już za burtą produkcji, a powodem rozstania miały być „rozbieżności twórcze”. Co dokładnie kryje się za tym dyplomatycznym określeniem konfliktu reżysera z producentami – nie wiadomo do dziś. Mówi się, że pomysły Brytyjczyka były zbyt daleko idące, zbyt kontrowersyjne. Ale czy jest możliwe, że angażuje się reżysera i scenarzystę do prac nad filmem o budżecie przekraczającym 200 mln dol. nie uzgodniwszy wcześniej kluczowych elementów fabuły? Jedno jest pewne: gdyby nie absurdalna decyzja o zatrudnieniu Boyle’a, który nigdy nie miał do czynienia z wysokobudżetowym kinem akcji, który, jak sam twierdzi, „lepiej czuje się na swoim terenie” i jest lepszy „w mniejszych filmach”, nieprzywykłego do zasad gry w kinie tworzonym pod dyktat producentów – premiera 25. części serii już dawno byłaby za nami.

Poszukiwania następcy Boyle’a nie trwały długo, bo już we wrześniu 2018 roku ogłoszono, że film wyreżyseruje Cary Joji Fukunaga, który zachwycił wyprodukowanym przez HBO serialem Detektyw. Tym niemniej, wraz z Boyle’em projekt opuścił Hodge, a pomysł na film, wraz ze scenariuszem, trafił do kosza. Prace nad tekstem wznowili Neal Purvis i Robert Wade. W konsekwencji tych wszystkich perturbacji nieuniknione stało się faktem: premiera została po raz pierwszy przesunięta. Tym razem film miał zagościć na ekranach kin 14 lutego 2020 roku.

Powiedzieć, że produkcja Nie czas umierać od tego momentu ruszyła pełną parą byłoby przesadą. Na początku 2019 roku scenariusz trafił w ręce Scotta Z. Burnsa, legendarnego wręcz script doctora, który w ekspresowym tempie miał wprowadzić do tekstu zmiany w „ogromnym” zakresie. Scenariusz zresztą był jeszcze przepisywany dwukrotnie; przez wschodzącą gwiazdę Hollywood, Phoebe Waller-Bridge, i samego Fukunagę. Fakt, iż dwa ostatnie nazwiska ostatecznie znajdą się w napisach początkowych świadczy, że wprowadzone przez nich zmiany nie ograniczały się do szlifów, czy „podkręcenia” dialogów. Oznacza to z jednej strony, że materiał wyjściowy Purvisa i Wade’a był raczej przeciętny. Ale dzięki temu można mieć nadzieję, że tym razem producenci – skądinąd słusznie – uznali, że choć dopracowany scenariusz nie jest gwarantem sukcesu filmu, to dobrego filmu bez dopracowanego scenariusza nakręcić się nie da (czego zresztą najlepszym przykładem jest Spectre).

W lutym 2019 roku data premiery Nie czas umierać została ponownie przesunięta – tym razem na 8 kwietnia 2020 roku. Wszystko wskazuje na to, że decyzja ta była wyłącznie biznesowa, wszak Universal w tym samym czasie przesunął premierę filmu Szybcy i wściekli 9, robiąc tym samym „miejsce” w wielkanocnym oknie, bezpieczniejszym z punktu widzenia wpływów w box office, niż zwyczajowo uznawany za „martwy” luty. I to pomimo tego, że debiutująca w lutym 2018 roku Czarna Pantera bez problemu przekroczyła miliard dolarów wpływu. Szkoda. Gdyby nie zachowawczość producentów i dystrybutora, premiera Nie czas umierać dawno byłaby za nami.

A potem rozpętała się pandemia.

Nie czas umierać było pierwszym dużym widowiskiem, którego premiera została przesunięta z powodu koronawirusa. I choć było to jedyne możliwe wyjście z tej arcytrudnej sytuacji (czas zresztą udowodnił, że kwietniowa premiera i tak nie miałaby racji bytu, bo wówczas większość świata była już w lockdownie), to na początku marca decyzja o przesunięciu premiery na 12 listopada wywołała niemałe kontrowersje.

Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że to nie COVID-19 jest głównym problemem, przez który od ostatniej części przygód agenta 007 minęło już niemiłosiernie długich pięć lat. To przede wszystkim efekt zaniedbań, błędnych decyzji i czegoś, co chyba można nazwać zobojętnieniem – zarówno producentów, jak i aktora wcielającego się w główną rolę. Miejmy zatem nadzieję, że w październiku nareszcie będziemy mogli zasiąść na salach kinowych, by cieszyć się kolejną częścią naszej ulubionej filmowej serii. Po raz pierwszy od początku pandemii jest na to przynajmniej cień szansy. A to już coś.

 
 
> data publikacji 06.05.2021 © MI-6 HQ
 
 

 
  bond 50