dr no frwl gf tb yolt ohmss daf lald tnwtgg tswlm mr fyeo oc avtak tld ltk ge tnd twine dad cr qos sf
24 25
 

 
  NewsFAQE-Mail
   
 

Szokujące pomysły scenarzystów Skyfall

 
Skyfall, czyli 23 film o agencie 007, odniósł gigantyczny sukces. Finansowy, przekraczając granicę miliarda dolarów wpływów, ale i wizerunkowy – został niemal powszechnie doceniony tak przez widzów, jak i krytyków. Co przecież nie zawsze idzie ze sobą w parze. Spora w tym zasługa scenariusza, który postać Jamesa Bonda uczłowieczył, odzierając go z aury doskonałości. Jednak według pierwotnej wersji scenariusza fabuła filmu miała potoczyć się w zupełnie innym, niespodziewanym kierunku.

 
 
NIEDZIELA 15.11.2020 - MARCIN TADERA - ARTYKUŁ  

Książka Some Kind of Hero: The Remarkable Story of the James Bond Films Matthew Fielda i Ajaya Chowdhury’ego to prawdziwa kopalnia informacji i ciekawostek związanych z produkcją najdłuższej filmowej serii w historii. Jej lektura nie przestaje zaskakiwać nawet, jeśli porusza tematy stosunkowo świeże. Tak, jak dotyczące produkcji filmu ostatecznie znanego pod tytułem Skyfall.


Sam Mendes przejmuje stery

W październiku 2009 roku na przyjęciu urodzinowym Hugh Jackmana, Daniel Craig spotkał Sama Mendesa, z którym kilka lat wcześniej współpracował przy Drodze do zatracenia. Podczas luźnej rozmowy z reżyserem Craig poruszył temat trudnego położenia, w jakim znalazła się seria po nieszczególnie dobrze przyjętym Quantum of Solace. Wspomniał, że chciałby, aby kolejny film był czymś wyjątkowym. Aktor, będąc wówczas (jak sam wspomina) wyraźnie pod wpływem alkoholu zaproponował Mendesowi fotel reżysera. Na co ten, ku jego zdumieniu, przystał.

Mendes był dużym fanem filmów o agencie 007, odkąd jako dziecko po raz pierwszy obejrzał Żyj i pozwól umrzeć. Choć seria go fascynowała, to jednak nie był to rodzaj kina, z którym można go było utożsamiać. Z Oscarem na koncie (za American Beauty) był bez wątpienia jednym z najgorętszych nazwisk w Hollywood. Jego filmy były świetnie przyjmowane, ale brakowało mu spektakularnego sukcesu finansowego. Szansą na to okazał się film o Jamesie Bondzie.

Michael G. Wilson, producent serii, podczas ich pierwszego spotkania zapytał Mendesa wprost: „Dlaczego artysta, albo ktoś, kogo kariera związana jest z produkcją poważnych filmów, chce zrobić film o Bondzie?”. Mendes podobno odparł bez zastanowienia: „Bond to poważny film.”. Zdaniem reżysera wszystko zmieniło się po premierze Mrocznego rycerza Christophera Nolana. Nagle okazało się, że wielkie kino akcji może jednocześnie mierzyć się ze złożonymi i poważnymi kwestiami.

Przygotowania do produkcji ruszyły.


Scenarzysta nieoczywisty i niezaskakująco wywrotowy scenariusz

Do napisania scenariusza zatrudniono – po raz piąty z rzędu – Neala Purvisa i Roberta Wade’a. Tym razem mieli współpracować z Peterem Morganem, uznanym scenarzystą, dwukrotnie nominowanym do Oscara za Królową (2006) i Frost/Nixon (2008). Jak owa współpraca miała wyglądać – trudno powiedzieć. Zwykle angażuje się scenarzystę (lub zespół scenarzystów), których tekst jest następnie szlifowany lub przepisywany przez kogoś innego. W tym przypadku natomiast panowie mieli w pewnym sensie osobno pisać wspólny scenariusz, trochę na zasadzie eksperymentu. Eksperymentu, który nie miał prawa się udać. Po latach Wade przyznał, że on i Purvis w swojej pracy kierują się spuścizną Fleminga, podczas gdy Morgana bardziej interesowały klimaty Johna le Carré, czyli twórcy powieści szpiegowskich dość trudnych w odbiorze i ciężkich w klimacie. „Po prostu nie wyszło” – wspomina Wade. Późniejszy twórca niezwykle popularnego serialu The Crown swoją pracę nad scenariuszem skomentował dosadniej: „To szokująca historia.”.


Szokujący był również zarys scenariusza jego autorstwa.

Zatytułowany był Once Upon a Spy, co jest trudną do przetłumaczenia wariacją na popularny komunał, od którego często rozpoczynają się bajki; „Once upon a time” („Dawno, dawno temu”).

Akcja filmu rozpoczyna się podczas zimnej wojny. M jest agentką MI6 stacjonującą w Berlinie, gdzie wdaje się w romans z radzieckim szpiegiem. Trzydzieści lat później, po śmierci niegdysiejszego kochanka M, jego pozbawiony skrupułów syn – skorumpowany rosyjski oligarcha – szantażuje szefową brytyjskiego wywiadu, grożąc ujawnieniem skrywanej przez nią tajemnicy, która rzuci cień na całą jej karierę. M wysyła Bonda, by spłacił szantażystę. Ostatecznie film kończy się sceną, w której 007… zabija M.

Pomysł Morgana nie przypadł do gustu ani współscenarzystom, ani Mendesowi. Wade wspomina: „Wydawało nam się, że przekucie tego pomysłu na wiarygodny i satysfakcjonujący scenariusz byłoby bardzo, bardzo trudne. To było bardzo mroczne i, szczerze mówiąc, moim zdaniem po prostu nie działało.”.

Ale czy na pewno?

Wydaje się, że w drugiej dekadzie XXI wieku widownia była gotowa na tak daleko idące łamanie formuły. Koncepcja z całą pewnością była intrygująca, choć faktycznie, może nie udało znaleźć się sposobu na wiarygodne poprowadzenie poszczególnych wątków. Koncept to jedno, ale przekucie go na fabułę i dialogi to coś zupełnie innego. Pal licho, jeśli tworzy się dzieło od tak zwanego zera – wówczas świat przedstawiony stanowi białą kartę, którą scenarzyści mogą zapisywać wedle własnego uznania. Problemem natomiast jest nagięcie owego świata w ten sposób, że postać podejmuje działania niezgodne z jej dotychczasowym, dobrze wszystkim znanym charakterem.

Tak czy siak, Morgan był wówczas (bo już nie jest) zatwardziałym antymonarchistą. Zatem scenariusz, który w pewnym sensie dekonstruował mit brytyjskich służb specjalnych, dotąd w serii przedstawianych wyłącznie w pozytywnym świetle, zaskakiwać nie powinien.


Powrót do źródeł

Mendesowi Once Upon a Time się nie spodobało. Natomiast podchwycił pomysł filmowej śmierci M, wokół czego zbudowano fabułę Skyfall. Purvis i Wade wątek domniemanej śmierci Bonda i jego nieoczekiwanego powrotu do służby zapożyczyli z powieści Żyj i pozwól umrzeć oraz Człowiek ze złotym pistoletem Fleminga. Z tej drugiej również zaadaptowano koncepcję wysłania Bonda na de facto misję samobójczą, pomimo nienajlepszej kondycji fizycznej i psychicznej.

W pierwotnej wersji scenariusza autorstwa Purvisa i Wade’a, zatytułowanego Nothing is Forever (Nic nie jest wieczne) niejaki Raoul Sousa (późniejszy Silva) jest architektem ataku bombowego na metro w Barcelonie. M musi przenieść się do kryjówki wywiadu, gdzie zostaje zabita. Zastępuje ją biurokrata nazwiskiem Mallender (ostatecznie: Garreth Mallory).

W Nothing is Forever znalazło się jeszcze jedno, niezwykle ważne odwołanie do powieściowego Żyj i pozwól umrzeć; Bond, po postrzale i upadku z mostu miał stracić pamięć, a następnie żyć u boku młodej doktor imieniem Lily w niewielkiej tureckiej wiosce rybackiej. Kiedy 007 wraca do Anglii nie wie, że jego kochanka jest w ciąży! Lily podąża za nim do Londynu, by powiedzieć mu, że spodziewa się dziecka. Do spotkania jednak nie dochodzi, bo do gry wkracza M, która obawia się, że wiadomość ta może negatywnie wpłynąć na zawodowe zaangażowanie 007.

Koniec końców scenariusz został przekazany w ręce Johna Logana, scenarzysty trzykrotnie nominowanego do Oscara (w tym za Gladiatora). Ostateczny sznyt, w ramach script doctoringu nadał mu Jez Butterworth. Efekt wszyscy znamy. Czy pierwotne koncepcje na film były lepsze? Tego się już nigdy nie dowiemy. Z całą pewnością były intrygujące, ale też śmielsze. Ale czy udałoby się je przekuć na przekonujący scenariusz? Skyfall zupełnie inaczej rozłożył akcenty, wyraźnie rozmył też zapożyczenia z powieściowego Człowiek ze złotym pistoletem. A szkoda. Gdyby twórcom nie zabrakło odwagi, mógł powstać film wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Choć niekoniecznie lepszy.

 
 
> data publikacji 15.11.2020 © MI-6 HQ
 
 

 
  bond 50